Page 167 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 167

jabłoniami, wiśniami, śliwami, kilkoma krzakami malin… odrobiną truskawek.
                   Miałabym kawałek pola, nie takiego jak ta działka, lecz prawdziwego pola…
                   Z kapustą… ogórkami, kartoflami i cebulą. Pięknymi i świeżymi, prosto z ziemi…
                   Całkiem inne życie. Bo prawdę mówiąc, rozumiesz, nigdy nie przyzwyczaiłam
                   się do miasta. W mieście człowiek marnuje życie. Tak to jest. Tutaj zestarzałam
                   się i zgorzkniałam. Gdy żyjesz pomiędzy kamieniami i cegłami, a nie między
                   drzewami i polami, sam stajesz się zimny jak kamień i gorzki jak żółć. Świat jest
                   szalony, mówię ci. Ludzie sami zamieniają się w kamienie. Nawet na wolności.
                   Bo czy w mieście człowiek jest wolny? Jeden nadeptuje drugiemu na odciski,
                   jeden zagląda drugiemu do garnka. Jeden pożera drugiego z zazdrości. Człowiek
                   nie na to został stworzony, uwierz mi. Człowiek został stworzony, aby żyć na wsi.
                   Również jego charakter jest wówczas lepszy i swobodniejszy. Słyszysz, Szolemie?
                   Według mojego mizernego rozumu miasto jest początkiem wszystkiego złego
                   na świecie. Kto prowadzi wojny? Chłopi? Nie, ludzie z miasta. Gdzie się kradnie
                   i morduje? Gdzie ludzie uganiają się za luksusem? Gdzie szukają tanich uciech?
                   Gdzie harują całe życie w fabrykach? Wszystko to dzieje się w mieście. Nie chcę
                   powiedzieć, że życie na wsi jest rajem. Oczywiście tam też jest ciężka praca.
                   Ale takie harowanie jest zdrowe… A poza tym, Szolemie, kawałek ziemi czyni
                   człowieka uczciwszym, słyszysz?
                      Szolem nie zgadzał się z nią: – Jaki pożytek z gadania, mamo? – rozłożył
                   ręce. – Zawsze ci zazdrościłem, że miałaś sad w dzieciństwie, a ja spędziłem
                   życie w suterenie. Ale tu chodzi o postęp. To widać w historii. Najpierw ludzie
                   wędrowali, potem budowali osiedla, następnie wsie, jeszcze później miasta,
                   wielkie miasta, ogromne miasta… Tego domaga się cywilizacja, a cywilizacja
                   nigdy się nie cofa… Cały czas posuwa się do przodu. Pewnego pięknego dnia,
                   za kilkaset lat, może cały świat będzie jednym miastem.
                      – Nie do pomyślenia! – Szejna Pesia potrząsnęła siwą głową. – Kto potrzebuje
                   cywilizacji, pytam się? Potrzebna jak dziura w moście. Czym stał się człowiek
                   dzięki niej? Czy zmądrzał? Co ona mu dała? Miękką poduszkę pod siedzenie?
                   Kolej zamiast konia i wozu? Automobil? A co, to człowiek nie może chodzić na
                   własnych nogach? To po co ma nogi? Maszyny mają pracować za niego? A po co
                   mu dwie ręce? A gdy już maszyna pracuje za niego i gdy już ma miękką poduszkę
                   pod siedzeniem, gdy już jeździ koleją i ma już klozet, aby spuścić wodę, czy jest
                   mu lepiej w życiu? Czy jest choć odrobinę szczęśliwszy? Jest tylko bardziej leniwy
                   i ma więcej czasu, aby się martwić i myśleć, jak zaszkodzić drugiemu, jak lepiej
                   kraść i rabować, jak mordować i doskonalić narzędzia zbrodni.
                      – Mamo, nie rozumiesz – przerwał jej Szolem. – To wszystko przez kapitalizm.
                   W socjalizmie cywilizacja będzie służyć człowiekowi. Każdemu bym życzył takich
                   udogodnień. Każdemu bym życzył, aby mógł lecieć samolotem i zobaczyć inne
                   lądy… życie innych ludzi.
                      – Idźże, idźże – nie dawała się zbyć – wielkie mi mecyje! Inne kraje, inne
                   szmraje. Tutaj jest trochę cieplej, tam trochę zimniej, tu płynie woda, tam stoi   165
   162   163   164   165   166   167   168   169   170   171   172