Page 156 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 156

Twarz Belli zmieniła się. Jej usta wygięły się, a czoło boleśnie zmarszczyło.
                 Krzyknęła głosem, który również był zmieniony, załamany: – Bo on jest najbar-
                 dziej obcy… Dlatego. – zerwała się na nogi. – Proszę mnie zostawić w spokoju,
                 panno Diamant! – zawołała.
                   – Wyrzucasz mnie?
                   – Tak, wyrzucam panią! Nie chcę pani widzieć!
                   Panna Diamant zmęczona i bezradna przemierzała most. Przypomniała
                 sobie, że kiedyś, kiedy wracała stamtąd, myślała o swojej przyjaciółce Wan-
                 dzie. Gdy była na górze, przesyłała jej pozdrowienia w kierunku odległych ulic
                 w wolnym mieście. Teraz uśmiechnęła się do siebie niepewnym uśmiechem.
                 Tamte ceremonie wydały się jej komiczne, głupie. Jej mętne spojrzenie skakało
                 ponad schodami w kierunku drutów na dole. Druty te coś przekreśliły w jej życiu
                 i ostatecznie zniszczyły. Ona, panna Diamant, była pniem drzewa, korzeniem, a te
                 druty były tępymi piłami, które podpiłowywały wyrastające z niej gałęzie. Gdzie
                 się podziały wszystkie soki, którymi karmiła roślinę? Jej najdroższa uczennica
                 Bella była martwą gałęzią. Czy poszukiwanie innych miało jeszcze jakiś sens?
                   Więc znaczy to, że już jest po wszystkim. Więc to oznacza, że pozbawione sen-
                 su było również to oddawanie się maluchom. Stara kobieta poczuła, że wkracza
                 w obojętność jak w ciemny tunel. Objął ją chłód. Nie czuła nawet bólu. Podniosła
                 głowę, stojąc na schodach, popatrzyła dookoła nowym spojrzeniem. Wszystko
                 było takie samo, a jednak – już nie to samo. Czerwony, ceglany kościół znalazł
                 się w zasięgu jej wzroku. Co się stało z kościołem? W starej kobiecie obudziła
                 się ciekawość, która nie była ciekawością. Po prostu chciała wiedzieć, dlaczego
                 kościół wygląda tak, jakby utracił fundamenty i spał na białej pierzynie obłoków.
                   Ku zdumieniu panny Diamant frontowe drzwi kościoła były szeroko otwarte,
                 a przez nie wpływały i wypływały białe chmury, wzbijając przy tym tumany bia-
                 łego, puszystego śniegu . Z góry, z mostu, panna Diamant przydreptała aż do
                                     6
                 płotu. W środku, na drodze wejściowej, stały wozy zaprzężone w konie. Panna
                 Diamant szła po puchu białej chmury i nie miała pojęcia, dokąd zawiedzie ją ta
                 miękkość. Spojrzała na mury i dostrzegła, że Matka Boska – niebieska i płacząca,
                 ze złożonymi dłońmi – porusza się w wykuszu na ścianie, a mężczyźni z młotami
                 w dłoniach stoją u jej stóp i wybijają kamienie spod jej świętych stóp, aż figura
                 spada w dół na swoje wzniesione ręce. We czwórkę nieśli ją na ramionach, jak-
                 by właśnie zamieniła się w nieboszczyka otulonego błękitną peleryną z dłońmi
                 złożonymi na piersiach .
                                   7

                 6    Od połowy 1942 r. w kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny przy ul. Zgierskiej mieścił
                   się magazyn pościeli przywożonej z podłódzkich miasteczek, z których Niemcy wywozili żydow-
                   skich mieszkańców do obozów. Pierze było sortowane, dezynfekowane i przesypywane, dlatego
                   mieszkańcy getta widzieli unoszący się z kościoła biały puch.

                 7    Figura Maryi Panny została usunięta w połowie 1942 r. Została jednak przechowana i po wojnie
          154      wróciła na swoje miejsce.
   151   152   153   154   155   156   157   158   159   160   161