Page 151 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 151
mogłaby za cenę mleka sprzedawanego na czarnym rynku odrobinę stanąć na
nogi. Jednak Prezes zarządził inaczej: kozy będą do jego dyspozycji, trzymane
w stajni pomogą poprawić finansową sytuację gminy. Przywiezione zwierzęta były
chore, chude i wysuszone – prawdziwe „klepsydry”, i każdego tygodnia 5–10 z nich
zdychało. Po kilku tygodniach nie było po nich śladu. Pozostała jedynie niechęć
Prezesa do oddziału rolnego i gniew na jego kierownika, profesora Hagera .
5
Profesor Hager odszedł do pracy w resorcie słomy, później w resorcie dywa-
nów, gdzie robiono chodniki z brudnych i zakrwawionych części bielizny, którą
przysyłano do getta. Obecnie był zatrudniony w resorcie siodlarzy, a wieczorami
pracował w szkole „dla uzdolnionych dzieci”.
Opowiadał dzieciom o kontynentach i krajach, a także o roślinach, które tam
rosną, o zwierzętach i ludziach. Nie, świat nie nazywał się „getto” – pouczał swoich
małych słuchaczy. Świat jest nawet większy i piękniejszy niż Marysin. Rozciąga
się po tamtej stronie drutów. Świat, pola i lasy, rzeki i morza, wyspy i oceany. A co
to są rzeki, morza i oceany? Jak mogą istnieć lasy, w których można zabłądzić,
i gdzie są drogi, którymi można wędrować i jeździć, nie napotykając po drodze
na druty? I czy naprawdę istnieją takie zwierzęta, które nie wyglądają jak konie,
psy czy koty? Czy w istocie istnieją kraje i ludzie, którzy nie są Żydami i Niem-
cami czy Polakami? Czy naprawdę gdzieś jest kraj, w którym można jeść, ile się
chce? I czy jest takie gdzieś, gdzie czas nie został poszatkowany wysiedleniami
i akcjami? – Na te wszystkie pytania próbował znaleźć odpowiedź skurczony
„dziadek”, profesor Hager.
Niektóre dzieci, starsze, już kiedyś słyszały te opowieści: a teraz przypominały
sobie o nich jak o śnie. Ale teraz wydawały się bardziej zainteresowane, bardziej
zasłuchane. A co najważniejsze, maluchy lubiły słuchać „dziadka” Hagera, który
twierdził, że może raz na miesiąc, a może dwa lub trzy, druty są zdejmowane,
a wówczas, gdy tak się stanie, oni wszyscy wsiądą do pojazdu i puszczą się w dro-
gę, którą można jechać i jechać bez końca, bo nie jest niczym zastawiona. Małe
serca biły w napięciu, wilgotna ślina ciekła z otwartych ust, a kiedy „dziadek”
Hager wplatał w swoje wywody elementy historii, opowiadając o wynalazkach
i osiągnięciach naukowych – wszystko zamieniało się w czarodziejski dywan,
który zabierał ich w podróż pomiędzy niebem a ziemią, czasem a przestrzenią,
tak wysoko, daleko i swobodnie bez końca – aż do utraty tchu.
Całkiem często lekcje odbywały się na zewnątrz, na podwórku. Dzieci sadzano
na kołdrze, profesor siadał na starym, zapadniętym fotelu. Lubił, gdy głowy ma-
luchów były na wysokości jego kolan, dzięki temu widział twarz każdego dziecka.
5 Historia Oddziału Ogrodniczo-Plantacyjnego oraz hodowli kóz w getcie opisana została przez
Jakuba Poznańskiego w jego dzienniku wydanym w 1960 r. przez Wydawnictwo Łódzkie. Zob.
Jakub Poznański, Dziennik z łódzkiego getta, Dom Wydawniczy Bellona/ŻIH, Warszawa 2002. 149