Page 160 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 160

Panna Diamant obawiała się krzyków i płaczu śpiących dzieci. Wstawała
                 z łóżka i boso szła do ich pokoju. Chodziła od posłania do posłania, nie mogąc
                 zgadnąć, z czyich ust wyrwał się ten krzyk. Często właśnie tu, w sypialni, słyszała
                 przez okna dziecięcy płacz, który dochodził z zewnątrz – z drugiego podwórka.
                   Szła z powrotem do siebie, padała na łóżko i sama chciała krzyczeć z bez-
                 radności. Bała się… Drżała z zimna w czasie tamtych gorących nocy, szczękała
                 zębami. Buszował w niej strach – niepojęty, tajemniczy, nigdy wcześniej niedo-
                 świadczany, który czynił ją obcą samej sobie, niszczył całe racjonalne myślenie,
                 wciągając ją w ciemne labirynty przeczuć.
                   W ostatnie dni lipca często odwiedzała ją Klara, żona Prezesa. Wpadała
                 rankiem, niemal bladym świtem, aby nie zauważyli jej sąsiedzi. Była wystrojona,
                 nosiła kapelusz, letnią sukienkę i białe rękawiczki. Pachniała mydłem i perfu-
                 mami. Jej buciki na wysokich obcasach wyglądały na nowe. Lśniły czystością
                 i przyjemnie skrzypiały. Przychodziła obładowana paczkami z chlebem i kiełbasą,
                 serem i marmoladą – dla dzieci. Nie marudziła długo. Ona i panna Diamant nie
                 znajdowały już wspólnego języka. Obie, stara kobieta i jej dawna uczennica,
                 zmieniły się.
                   Wymieniały rzeczowe uwagi. Klara pytała o dzieci, a panna Diamant odpo-
                 wiadała na zadane pytania. Tylko raz Klara powiedziała tak po prostu, ni stąd,
                 ni zowąd: – Przyszło zamówienie na tysiąc dziecinnych łóżeczek do resortu
                 stolarskiego i na siedemset par dziecięcych bucików do resortu szewskiego. To
                 może oznaczać, że te, które wysłano z getta, są dobrze zabezpieczone.
                   – A może to dla niemieckich dzieci? – powiedziała panna Diamant, a gdy to
                 mówiła, przyszedł jej do głowy obraz, który widziała w kościele: góra pościeli.
                 Czym przykryłyby się żydowskie dzieci w nowych łóżkach? Potem dodała: – Ko-
                 bieta z naszego podwórka pracuje w punkcie używanej odzieży . Sortują tam
                                                                      8
                 zakrwawione ubrania, które przychodzą wagonami do getta.
                   Klara popatrzyła w bok, aby uniknąć pytającego spojrzenia panny Diamant: –
                 Nie ma żadnej pewności, że to ubrania łódzkich Żydów… Być może… z prowincji.
                   – A co się stało z Żydami na prowincji?
                   Panna Diamant zadawała dziwne pytania.
                   Po kilku dniach Klara przyszła ponownie i o czym by nie zaczynała rozmowy,
                 panna Diamant wciąż wracała do tego samego tematu. Łagodna, rozmarzona
                 panna Diamant przemieniła się w okrutną dręczycielkę i było jasne, że w jej starym
                 sercu obudziła się niechęć do Klary. Stara kobieta obawiała się jej wizyt, zapa-
                 chu, który ze sobą przynosiła, skrzypienia jej nowych bucików. Panna Diamant
                 chciała uciec, zamknąć drzwi i nie wpuszczać jej albo wręcz wynieść się z domu
                 na cały dzień. Ale tego nie zrobiła. Od jej własnych pytań i od odpowiedzi Klary



                 8    Punkt Sortowania i Użytkowania Odpadów, znany również pod nazwą Wydział Starzyzny, mieścił
          158      się przy ul. Brzezińskiej 15.
   155   156   157   158   159   160   161   162   163   164   165