Page 122 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 122
Śnię o ojcu niemal każdej nocy. Wygląda tak jak przed wojną. „Co nowego?”
– pyta. Przekazuję mu dobre informacje, które w ciągu dnia wmawiałem
przyjaciołom. Kiwa głową i nie chce mi wierzyć. Wczoraj we śnie wyrzucał mi:
„Zjadłeś mój chleb i cukier”. Zaczęło mnie dręczyć sumienie i nie chciałem z nim
o tym rozmawiać. Powiedziałem mu: „Popatrz, tato, jak pięknie jest na zewnątrz”.
Wydawało mi się, że jesteśmy w Rokitnicy. Ale ojciec odrzekł: „Jak mogę wyjść
na dwór, gdy zabrałeś mi marynarkę i spodnie… I przybory do golenia?” Odpo-
wiedziałem mu: „Tato, myślisz, że ja chcę rosnąć? Moje stare ubrania nawet na
nos mi nie wchodzą”.
*
Pół getta cierpi na żołądek. Ja i Abramek nie skarżymy się na to. Gdyby przy-
szło nam jeść kamienie, też by nam chyba nie zaszkodziły. Oczywiście najbardziej
pożądana byłaby utrata apetytu. To chyba dzieje się z mamą, co akurat nie jest
dobrym znakiem. Coraz częściej oddaje nam swoje jedzenie. Ten gest utrzymuje
nas przy życiu, a zarazem rani nasze serca jak nóż. Ech, co ja piszę? Byle tylko
nie dopuścić do siebie czarnych myśli.
*
Historyczny, przeklęty dzień w moim życiu. Wezwaliśmy lekarza do matki. Od
kilku dni nie chodzi do pracy, leży w łóżku i cierpi. Nasz niegdysiejszy sąsiad,
doktor Lewin, osłuchał ją i kazał dużo pić. – To lek, na jaki można sobie pozwo-
lić – zażartował. Zdziwiło mnie, że mniej się przejął jej brzuchem niż plecami.
Kazał nam długo czekać na diagnozę i na koniec nic nie powiedział, wypisując
jedynie skierowanie na prześwietlenie. Wychodząc, zauważył fotografię ojca, którą
powiesiliśmy nad łóżkiem. Zauważył, że ojciec wygląda znajomo, i zapytał, gdzie
jest. Mama opowiedziała mu. Gdy tylko wspomniała więzienie w Radogoszczu,
opuścił ręce i zaczął kręcić głową na wszystkie strony. Okazało się, że jego ojciec
był aresztowany tego samego dnia co nasz. Jego ojciec był działaczem Poalej
Syjonu. Matka zapytała go, czy wie, co się stało z tymi ludźmi. W odpowiedzi
skierował się ku drzwiom i nie oglądając się na nas, powiedział, że nie wie.
Dogoniłem go na schodach. Nie jest olbrzymem. Poza tym utyka, jest chudy
i wyciągnięty, ma pożółkłą twarz. Do tego nosi granatowy płaszcz przeciwdesz-
czowy ściągnięty paskiem, nakryty granatowym lekarskim fartuchem, wygląda
ponuro – taka postać, która nie przynosi dobrych wiadomości. Gdy tylko mnie
120 zobaczył, przyspieszył kroku. Zaszedłem mu drogę a on położył rękę na moim