Page 127 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 127
wiść, zazdrość, chciwość. On pożera i wysysa, okrada i hańbi, i wiecznie jest
nienasycony. Nikt nie ma nawet bladego pojęcia o głodzie, który dręczy diabła.
– A jemu taki głód nie przeszkadza?
– Kto mówi, że mu nie przeszkadza? Jak głód może nie przeszkadzać, co?
– To znaczy, że i diabeł cierpi?
– Ech, o co pytasz. Oczywiście, że cierpi. Ale jego cierpienia są inne…
– To kto nie cierpi, pytam pana?
– Oj – oburza się Sprzedawca Toffi. – Śmierć nie cierpi… tylko śmierć.
– Ale przecież pan mówi, że nie ma śmierci.
– Jest… jest… Ten, kto wycofuje się z pola bitwy, jest martwy… Ech, obaj
gadamy głupstwa… straszliwe głupstwa… Najwyższy niechaj nam wybaczy.
Wypadam z jego sutereny i pędzę ulicami, jakby mnie kto gonił. Co się ze
mną dzieje? W kim lub w czym mam znaleźć oparcie?
*
A wracając do tematu rozmowy: tak, Bóg istnieje. Brutalny, obojętny. Nazywa
się – życie. Nie jest sprawiedliwy, uczciwy, dobry, a przecież jest wspaniały i potęż-
ny. Kłaniamy się i służymy mu. Wszyscy. Chłoszcze nas jak ojczym, popędza nas
i pomiata nami – a my dziękujemy mu i mocno się go trzymamy. Jest wszystkim,
co posiadamy. Padam przed nim na kolana. Modlę się do niego. Nie chcę, aby
mnie opuścił. Jest moją świętością. Początkiem i końcem.
Nie mam pytań do mojego Boga. On nie udzieli mi odpowiedzi na żadne
z nich. To Bóg kapryśny. W jego oczach Żydzi nie są koroną stworzenia, lecz wręcz
przeciwnie. Dlaczego? Czy istnieje odpowiedź na to pytanie? Nie ma odpowiedzi?
Czy jest jakiś tego powód? Nie ma powodu? To fakt. Fakt jest Bogiem. Faktem
jest słońce i księżyc, dzień i noc, wiatr, powietrze i wszystko, co mogę w siebie
wchłonąć zmysłami. Reszta nie jest nic warta. I wszystko, co żyje, wie o tym.
Dlatego istnieją egoizm i nienawiść. Nienawiść z powodu zazdrości o Boga –
o życie, z obawy, aby kto inny nie zawładnął nim dla siebie. Egoizm to czepianie
się życia – jedyny rodzaj miłości, który istnieje i działa.
A jednak jak dobry i pełen łaskawości jest ten mój okrutny Bóg. Jeszcze
nie minęły dwa tygodnie od chwili, gdy dowiedziałem się o śmierci ojca, a już
się przyzwyczaiłem do tej myśli. Zdarzają się takie dni, kiedy w ogóle o nim nie
myślę. Czuję jedynie pustkę w sobie, ale ona już nie boli. Śmianie się i figlowanie
z Abramkiem już nie jest takie trudne. Fotografia ojca już mnie nie rani. Patrzę
na nią całkiem spokojnie. A nawet więcej, jestem zadowolony, że wisi na ścianie.
Śmierci ojca już nie odczuwam tak, jakby wydarzyła się dwa tygodnie temu. Wplotła
się w czas – zdarzyła się ponad dwa lata temu. Teraz trzeba ratować matkę.
Przewracam wszystko do góry nogami, wciskam się w kolejki i nigdy nie wracam 125