Page 124 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 124

z naszymi ojcami w Radogoszczu. Złapano go, bo szedł ulicą Piotrkowską bez łaty.
                 Wykupił się za dziesięć tysięcy marek. Taki przywilej więźniów niepolitycznych.
                   Lewin dał mi jego adres, więc do niego pobiegłem. Jedną nogą jest już na
                 tamtym świecie, ale jego umysł jest taki, jak u wszystkich, którzy tu umierają –
                 ostry i jasny. Tak, znał mojego ojca sprzed wojny. Widział całą grupę więźniów
                 politycznych spacerujących po więziennym podwórku – i widział jeszcze wiele,
                 wiele więcej…
                   Wysłuchałem wszystkich detali aż do ostatniego słowa (nie mam siły ich tutaj
                 powtarzać). Słuchałem i wczuwałem się w położenie ojca. To mnie zastrzelono
                 pod murem. Jestem chodzącym trupem.
                   A przecież czuję ojca przy sobie, zwłaszcza nocą, w snach. Wygląda jak zawsze
                 i mówi do mnie cicho i smutno. Czasami widzę we śnie tamten dzień w Rokitnie,
                 kiedy miałem jakieś 13 lat i wygrałem z nim pierwszą partię szachów. Czuję na
                 sobie jego spojrzenie – spojrzenie pełne dumy. Cieszył się moim pierwszym zwy-
                 cięstwem nad sobą. I oto przyszło moje ostatnie zwycięstwo nad nim – ja żyję.
                   Czasami śnią mi się takie rzeczy, które nigdy nie miały miejsca. Ojciec smaga
                 mnie długą rózgą. Boli mnie, a mimo to jestem szczęśliwy. Bo gdy to robi, znaczy,
                 że żyje. Jakby chciał mnie w ten sposób przekonać, że prawda o nim jest wyssana
                 z palca. Często również mi się śni, że jestem niemieckim żołnierzem i trzymam
                 wachę przy więzieniu w Radogoszczu albo przy drutach getta.


                                                 *


                   Znowu przybywają tłumy ludzi z prowincji, kobiety i mężczyźni . Dzieci i star-
                                                                      10
                 ców wyprowadzono do lasów, mówią przybywający. Wyglądają jak uciekinierzy
                 z domu wariatów. Dobrze, że głód nie pozwala za długo o tym myśleć. Może
                 jednak istnieje jakiś Bóg, który się o to troszczy?
                   Chciałbym wymyślić sobie Boga. W końcu przecież jestem niezłym blefiarzem
                 i często sam zaczynam wierzyć w te informacje, które wymyślam. Dlaczego więc
                 nie miałbym zablefować, że jakiś Bóg istnieje, i nie uwierzyć w niego? Coraz
                 bardziej zazdroszczę ludziom religijnym i nie mogę wybaczyć moim rodzicom, że
                 wychowali mnie bez religii – czym skrzywdzili mnie na całe życie. Dali mi socja-
                 lizm, wiarę w człowieka, poszukiwanie prawdy. Co za komedia! Co można począć
                 z tym ideowym gównem w dzisiejszych czasach? Boga chcę! Wszechmocnego
                 opiekuna pragnę! Niech będzie mitem, kłamstwem, ale chciałbym móc się go
                 uchwycić, tak jakby istniał naprawdę. Chciałbym mieć cierpliwość czekania na



                 10   Od maja 1942 r. do getta łódzkiego Niemcy przywozili Żydów z likwidowanych gett w pobliskich mia-
          122      stach, m.in. z Pabianic, Brzezin, Sieradza, Zduńskiej Woli, Ozorkowa, Strykowa, Wielunia i Łasku.
   119   120   121   122   123   124   125   126   127   128   129