Page 103 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 103

Rano Rejzl przyszła go obudzić. – Biada mi! Panie Cukerman, niech pan
                   szybko wstanie! Przyszła wiadomość z Kripo!


                                                    *


                      Deszcz padał przez kilka dni. Chmury – ciężkie, szare pęcherze wypełnione
                   wodą – przykryły getto. Przez nie, jak przez sieci, przeciekała woda, raz szybciej,
                   raz wolniej, raz jako kapuśniaczek, a raz jako ulewa. Aż nadszedł ranek, kiedy
                   pęcherze chmur się opróżniły. Zwinęły się, skurczyły i odpłynęły jak eskadra po
                   wypełnieniu misji. Niebo, uwolnione, zrobiło się niebieskie. Przewijały się po nim
                   oślepiające dni kwietniowe, pełne takiej jasności, że każdy dom, każdy kamień
                   czy kawałek chodnika stały się skrzącymi źródłami światła. Na kamienice i twarze
                   ludzi można było patrzeć tylko przez zmrużone powieki, co i tak ledwo chroniło
                   oczy przed wdzierającymi się w nie promieniami.
                      Jednego z takich dni narodziło się nowe pokolenie mrówek. Ogród Kripo stał
                   w całym swoim przepychu. Kwitnące drzewa i grządki, świątecznie wystrojone,
                   były gotowe na przyjęcie nowego życia. Soczysta, młoda trawa delikatnie, ledwo
                   dosłyszalnie zaczęła szeptać Ki tojw… Ki tojw . Uszy mrówek wychwyciły te pierw-
                                                        9
                   sze dźwięki. Dla mieszkanek mrowiska ogród był całym wszechświatem w swej
                   niezmierzonej nieskończoności. Nawet te odważniejsze i najbardziej ciekawskie
                   zatrzymały się na barierze z cegieł. Tylko ich królowa, która miała skrzydełka
                   i wraz ze swym ukochanym wzniosła się w powietrze do ślubnego lotu, mogła
                   objąć wzrokiem mur wokół ogrodu. Ale była tak zakochana, że widziała jedynie
                   czarne ciało tego, co miał ją zapłodnić. A poza tym mrowisko miało inne proble-
                   my niż mierzenie ogrodu. Mrówki były raczej zainteresowane liściem kapusty,
                   gdyż żyły pod jego baldachimem. W tym miejscu ich przodkinie znalazły niegdyś
                   wielki guzik od sutanny i użyły go jako kamienia węgielnego pod swoją siedzibę.
                      Ale nowe pokolenie mrówek, które przyszło tego dnia na świat, widocznie nie
                   znało jeszcze swoich obowiązków. Roiły się wokół domowego wzgórka, na liściu
                   kapusty, a stamtąd wspinały się na winorośl na ceglanym murze. Pobiegły za nimi
                   doświadczone mrówki-profesorki, próbując je nakłonić do powrotu, przywołując
                   do porządku i strofując. Ale jak w każdym pokoleniu, w tym również był pewien
                   procent buntowniczek, ciekawskich i odważnych, które lubiły chodzić własnymi
                   drogami i szukać odpowiedzi na pytania. Nie słuchały więc profesorek. Oddzieliły
                   się od towarzyszek i zaczęły wspinać się po murze, dzielnie zdobywając cegłę
                   po cegle. Aż ceglana ściana się skończyła. Zdezorientowane kręciły się w kółko,
                   aż natrafiły na coś, co kusząco błyszczało w słońcu.



                   9     „Że dobre” (hebr.), cytat z Księgi Rodzaju, słowa Boga podczas sześciu dni Stworzenia.  101
   98   99   100   101   102   103   104   105   106   107   108