Page 82 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 82

godziny w biurach innych ważnych figur getta, ale i te próby spaliły na panewce.
               Biegał od jednego znajomego sprzed wojny do drugiego – znał przecież tak
               wielu ludzi w mieście – ale jakoś osłabła im pamięć. Prawda, nie żałowano rad,
               ale protekcję zatrzymywano dla siebie i najbliższych. Posiadanie pleców było
               skarbem, którego nie należało trwonić. Lecz Samuel był optymistą i ciągle żywił
               nadzieję. Łatwiej mu było podtrzymywać ją dzięki rzeczy, którą posiadał – radio-
               odbiornikowi. Jak dziecko, które chwyta schowaną ulubioną zabawkę i ucieka
               z nią przed własnymi łzami, tak też Samuel z pasją zakradał się co wieczór do
               swojej komórki.
                  Aż pewnego dnia, wracając po godzinach biegania po getcie, spotkał Adama,
               który oczekiwał go i zaciągnął do swojego pokoju.
                  – Wiem, co trzymasz w komórce! – sapnął pan Adam czerwony ze złości. –
               Zdajesz sobie sprawę, co wyczyniasz? Nie chodzi tylko o mnie, ale też o ciebie,
               twoją żonę i dzieci.
                  Adam nie zdążył zacząć swojej „umoralniającej lekcji”, gdy Samuel przypadł
               do niego i chwycił go za klapy: – Jeśli piśniesz komuś o tym słowo, przysięgam
               ci… Przysięgam ci, że nie opuścisz getta!
                  Tej samej nocy Samuel rozebrał aparat i ukrył z powrotem w wiadrze. Zszedł
               z nim na podwórze, oczyścił z gruzu wejście do opuszczonej piwnicy pod domem.
               W środku wykopał dół w piasku i trocinach i ukrył w nim skarb.
                  Nazajutrz poczuł panikę, strach przed czymś wielkim, nieznanym, co zbliżało
               się do jego progu. Czy to był głód? Tak to sobie wytłumaczył. Powtarzał sobie, że
               głód jest podobny do Boga. Wszyscy ludzie są przed nim równi. Wiedział jednak,
               że dla niego, Samuela, i jego rodziny pogrążanie się w głodzie będzie cięższe
               i bardziej niebezpieczne niż w przypadku tysięcy innych. Bał się, by w czasie tego
               wpadania w otchłań coś im się nie przytrafiło.
                  W tym czasie Dziunia podsunęła Samuelowi myśl zwolnienia kucharki Rejzli.
               Od tygodni córka, bawiąc się i żartując, śledziła kucharkę i nie zajęło jej wiele
               czasu odkrycie, że Rejzl wynosi z domu jedzenie i żywi nim całą rodzinę sióstr
               i kuzynów mieszkających w pobliżu. Dziewczyna nie była tym odkryciem zasko-
               czona. Lubiła Rejzlę, jej zdrowy rozsądek, jej przysłowia i żarty, pamiętała jej
               piosenki i bajki opowiadane komiczną polszczyzną dawno temu, w starym domu.
               Również jej niegdysiejsze oddanie. Nie przyszło jej nawet do głowy nazwać tego,
               co robi Rejzl, kradzieżą. Było dla niej oczywiste, że kucharka pomaga głodującej
               rodzinie. Jednak równie oczywista wydawała się jej potrzeba zakończenia tego
               procederu. I to właśnie powiedziała Samuelowi.
                  Oboje ostrożnie podsunęli tę myśl Matyldzie, która ku ich zdziwieniu nie
               oponowała. Bezczelność i śmiałość Rejzli pogłębiały jej stan przygnębienia
               o uczucie niechęci do służącej, na którą prawie nie mogła patrzeć. Wieść, że
               Rejzl kradnie jedzenie, napełniła ją taką goryczą wobec tej, która przez wiele lat
               znajdowała u niej dom, że nie zamierzała ani dnia dłużej mieszkać z kucharką
         80    pod jednym dachem.
   77   78   79   80   81   82   83   84   85   86   87