Page 79 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 79

pewnego środka chemicznego nabytego przeciwko robakom, okopaniem ziemi
                  wokół pnia, żeby woda, którą co wieczór dolewano, nie wyciekała, zaczynała
                  opowiadać ze szczegółami swoje doświadczenia z drzewami, o dawnym sadzie
                  w Końskowoli, o owocach i ich różnym smaku, a sąsiedzi słuchali z otwartymi,
                  śliniącymi się ustami. Zwłaszcza otaczająca ją dziatwa, która sama wyglądała jak
                  las małych, drobnych drzewek. Nie bały się jej, żywiły jedynie szacunek i podziw
                  dla jej wiedzy. Ponieważ, prawdę mówiąc, mało które z nich widziało, jak kwitną
                  drzewa, jak rosną owoce. Urodzone na Bałutach lub w mieście sądziły, że owoce
                  rosną w koszach u handlarzy na rynku.
                     Zatem wraz z wiosną, dzięki drzewu, Szejna Pesia stała się w oczach dużych
                  i małych królową podwórza. Na podstawie jej wiedzy o drzewach przypisywano
                  jej też zdolności i wiedzę na temat ludzi, ludzkich chorób i w ogóle mądrość.
                  Przychodzono zasięgnąć jej rady we wszelkiego rodzaju kwestiach – właśnie
                  tam, pod wiśnią.
                     Największą wdzięczność budziła tym, że nie uważała drzewa za swą prywatną
                  własność, że mówiła tak, jakby należało ono do wszystkich i było błogosławieńst-
                  wem dla całego podwórza. Nie brakowało jej więc pomocników do zajmowania się
                  wiśnią. A gdy pewnej nocy połamano płot rozgraniczający podwórza i skradziono
                  sztachety na opał, pół kamienicy pomagało Icie Meirowi postawić ogrodzenie
                  wokół drzewa i kawałka trawy. Ogrodzenie to zostało wykonane, ma się rozumieć,
                  nie z drewna, ale z kilku poręczy starego łóżka otoczonych drutem. Zrobiono
                  w nim też przejście, aby można było dostać się do środka, jak do prawdziwego
                  ogrodu. Od tamtej pory ten kawałek ziemi zaczął być przez wszystkich sąsiadów
                  nazywany jak kiedyś „ogrodem”.
                     I wiśnię zwaną „ogrodem” kochano z całego serca i duszy, jakby była nie
                  drzewem, ale dobrym znakiem. Ponieważ silniejsze niż gniew na naturę za jej
                  niezmienność było pragnienie ujrzenia w rozkwicie znaku obietnicy – wskazówki,
                  że póki wiśnia żyje i rośnie, tli się nadzieja.
                                                                         4
                     Tymczasem wiśnia zaczęła wyglądać jak świecąca menora . Zwłaszcza
                  o zmierzchu. Wówczas białoróżowe kwiaty wyglądały spomiędzy zieleni liści jak
                  korona migoczących, rozkołysanych światełek.
                     Leżano więc i patrzono na nie. Patrzono i rozmawiano. Gdy zaczynał się
                  wieczór i jeszcze było widno, siadano grupami: kobiety ze swoimi najbliższymi
                  kumami, młodzi z młodymi, starsi ze starszymi, syjoniści z syjonistami, bundowcy
                  z bundowcami, pobożni z pobożnymi, inteligenci i spolonizowani z inteligentami
                  i spolonizowanymi, a chłopcy z ferajny ze swoją kompanią. Leżeli czy stali ramię
                  przy ramieniu, plecy przy plecach – ale grupy te mieszały się rzadko. Jedność
                  czuło się tylko wtedy, gdy przyglądano się wiśni i mówiono o niej.



                  4    Menora – siedmioramienny świecznik używany w Świątyni Jerozolimskiej – według tradycji sym-
                     bolizuje krzew gorejący, który Mojżesz widział na górze Synaj. Symbol narodu żydowskiego.  77
   74   75   76   77   78   79   80   81   82   83   84