Page 80 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 80
Podobną jedność dało się poczuć, gdy patrzono na balkon pobliskiego domu
dawnego gospodarza. Wydawało się, że szychy, jak zaczęto nazywać w getcie
przedsiębiorców, a więc ci, którzy mieszkali w tym domu, również zatęsknili za
5
wiśnią. Każdego wieczora po godzinie szpery drzwi balkonowe otwierały się
szeroko i rozsiadali się na nim ci z wyższych sfer, aby zaczerpnąć powietrza.
Gdy ktokolwiek z nich pokazywał się na balkonie, na dole przerywano rozmowy
i przyglądano się jego postaci. Wyglądało to tak, jakby publiczność teatralna
była jeszcze zajęta sobą, podczas gdy wyżej, na scenie, miało rozpocząć się
przedstawienie. Nagle zaczynano szeptać. Dzielono się wrażeniami na temat
tego, kogo ujrzano na balkonie.
*
„Postaci” na balkonie jawiły się publiczności takie same, niezmienne. Tak
naprawdę jednak przeszły sporą metamorfozę, odkąd przybyły do getta.
Już od pierwszych dni Cukermanom zaczęły topnieć pieniądze i kosztowności,
a działo się to szybciej, niż sobie wyobrażali. Nie było dnia, żeby Samuel nie mu-
siał wyjmować któregoś spośród poukrywanych przedmiotów, by sprzedać go na
ulicy. Było to w zasadzie jego jedyne zajęcie. Pół dnia marnował, próbując dostać
więcej za kamyk, za parę kolczyków, za broszkę. Nauczył się targować i wykłócać,
demonstracyjnie odchodzić i wracać, a gdy udawało mu się dostać oczekiwaną
sumę, czuł satysfakcję i zmęczenie, jak po dniu ciężkiej, ale ważnej pracy.
A jednak domowe posiłki stawały się coraz uboższe, porcje kurczyły się, menu
było monotonne. Kucharka Rejzl krzyczała wciąż, że trzeba oszczędzać, że nie
można sobie pozwalać, i podawała do stołu w połowie puste talerze.
Cukermanowie jadali razem z profesorem Hagerem i jego żoną. Rozenbergowie
urządzali posiłki osobno – nie dlatego, żeby tego otwarcie zażądali, lecz dlatego,
że Rejzl tak wykombinowała, aby talerz z mięsem pana Adama nie rzucał się
za bardzo w oczy. Kucharka obsługiwała każdą rodzinę jednakowo, ale do pana
Adama odnosiła się tak, jakby był faktycznym gospodarzem. Dla jego żony, Jadwigi,
też żywiła szacunek, a nawet z Sunią zawarła bliską komitywę – wpuszczała ją
do kuchni i baczyła, żeby na czas dostała talerz kości.
Tymczasem Suni niczego nie brakowało. Kąpano ją i czesano jak dawniej.
Pan Adam urządzał sobie z nią częste spacery, a świeże powietrze pomogło jej
wrócić do formy. Tryskała energią i witalnością.
Także pan Adam emanował energią i witalnością. Porządnie sobie rekompen-
sował okres przygnębienia, dni, gdy siedział zamknięty w domu. Nie tylko space-
78 5 Tu w znaczeniu godziny policyjnej.