Page 64 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 64
przybity, a i droga tutaj nie napawała nadzieją. Ale człowiek walczy… Chciałbym,
abyśmy coś zaczęli. I to już. W tej chwili. Pójdziemy na ulicę, rozejrzymy się.
– Idę szukać pracy.
Adam ściągnął rozpostarte ręce:
– A co to znowu za wariactwo? U kogo tu znajdziesz pracę? Będziesz kierował
ruchem ulicznym? Czyścił klozety?
– To też jest jakaś praca, której nie wykonuje się samemu.
– Nie rób z siebie głupca! – Adam całkiem poweselał. – Czy kiedykolwiek
w życiu pracowałeś? – Samuel spojrzał na niego. Obwisłe policzki Adama, trzęsą-
ce się w odpychającym śmiechu, aż kusiły, aby je spoliczkować. Samuel szybko
otworzył drzwi i wyszedł. Adam podążył za nim. – To dokąd idziesz?
– Do Rumkowskiego idę.
– Do tego żebraka?
– Teraz to ja jestem żebrakiem. Wyżebrzę u niego jakieś zajęcie. – Odwrócił
się ku Adamowi, zbiegając po schodach. – Idziesz ze mną?
– Nie ja! – Adam potrząsnął głową. – Mam jeszcze swoją godność.
– Nie bądź takim wielkim panem. Nie zapominaj, że świat się zmienił.
– No właśnie, gówno wypłynęło na wierzch! – Adam zbiegł kilka schodów
za Samuelem: – Mnie nie zobaczy na oczy! Słyszysz, co ci mówię? Nie mnie!
Na podwórku dogoniły Samuela córki. Poprosiły go, aby zabrał je ze sobą
i pokazał im Bałuty. Więc poszli przez zatłoczone ulice i uliczki.
W drodze powrotnej zatrzymali się przez kościołem. Długo spoglądali na
stojący zegar na kościelnej wieży. Nieruchome wskazówki przykryły jedna drugą,
kierując swoje ostrza ku cyfrze dziesięć. Wyglądały jak czarny nóż, który czas
w getcie odciął od rytmu świata.
*
Doszedłszy do bramy podwórka, zauważyli drobniutką, starą kobietę. Spod
liliowego szala, który okrywał jej głowę, wystawały sztywne pasma rozwichrzonych,
siwych włosów. Trzymała coś w zaciśniętej pięści, nieporadnie się rozglądając.
Jej oczy łzawiły od mrozu i zmęczenia.
Bella aż krzyknęła ze zdumienia, rozpoznając swoją nauczycielkę, pannę
Diamant. Ożywiony Samuel wyciągnął obie ręce w kierunku staruszki. Całkiem
zapomniał, że to on sam zadbał o to, żeby panna Diamant miała pokój na tym
samym podwórku.
Zamrugała w jego kierunku parą załzawionych oczu: – Może pan wie, gdzie
mogłabym dostać kilka ziemniaków?
Już był gotów zaprosić ją do siebie, żeby z nimi zjadła. Ale przestraszył się
62 Matyldy i kucharki Rejzli. Dzisiaj lepiej było unikać nieoczekiwanych wizyt. Dziunia