Page 61 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 61
A już zupełnie rozpogodziła się, gdy Dziunia nie pozwoliła jej przekroczyć progu
swojego pokoju. „Tutaj już wszystko zrobimy same” – powiedziała, odpychając
kucharkę od drzwi.
Dziewczynki miały największy i najbardziej słoneczny pokój w całym mieszkaniu.
Pokój z balkonem. Porządkując swoje rzeczy, rozmawiały o letnich dniach, które
będą spędzać na zewnątrz. Nowe miejsce, nowe życie było niewiadomą, wpra-
wiało w stan napięcia. Praca, którą wykonywały same, bezradność i załamanie
Matyldy – to wszystko sprawiło, że poczuły się dorosłe i odpowiedzialne. Dziunię
zachwyciła ta dorosłość pachnąca wolnością, ale Belli wszystko leciało z rąk.
Czuła się niepewnie, była zagubiona. Porządkując swoje rzeczy w walizce pod
oknem, już tęskniła do tej chwili, kiedy będzie mogła się tu zamknąć i z książką
w ręku uciec od tego, co od dzisiaj nazywa się „życiem”. Słowo to unosiło się w jej
wyobraźni niczym coś dziwnego i straszliwego, co mimo wszystko jednak kusiło
i rozpalało ciekawość. Aby całkiem nie stracić równowagi, na siłę podtrzymywała
rozmowę z Dziunią. Nieważne, co Dziunia mówiła. Sam dźwięk wesołego głosu
siostry sprawiał, że czuła się bezpieczniej.
Ale pogodna paplanina Dziuni często się urywała. Raz kucharka Rejzl prosiła
ją o pomoc, innym razem Hagerowa chciała, by pomogła profesorowi w jakiejś
ciężkiej pracy. Nawet Rozenbergowie kilka razy przyszli do niej po wsparcie, bo
pozostałych mężczyzn nie było w domu. Samuel gdzieś zniknął, a Mietek, syn
Rozenbergów, zaraz po przybyciu pobiegł na ulicę, nie mogąc znieść zgiełku.
Pan Adam Rozenberg zebrał wszystkie pieniądze, które członkowie jego ro-
dziny przynieśli ukryte w ubraniach, po czym długo zastanawiał się, gdzie może
je bezpiecznie schować. Po raz pierwszy w życiu odbył naradę ze swoją żoną
Jadwigą, po czym oboje postanowili, że pieniądze zostaną ukryte w ich pokoju,
ale dwie papierośnice z mniej wartościową biżuterią pozostaną w walizkach,
dla których znaleźli miejsce na półkach w łazience. Liczyli na to, że nikomu nie
przyjdzie do głowy, aby przeszukiwać walizki, które stoją w tak łatwo dostępnym,
rzucającym się w oczy miejscu.
Wykonali tę pracę wspólnie, myśląc przy tym, że to w zasadzie pierwszy raz,
kiedy tak zwyczajnie zajmują się czymś razem. Adam prychał, oddychając przy tym
ciężko. Jadwiga podśpiewywała. Kiedy skończyli, Adam ku swojemu zdumieniu
poczuł ochotę, aby objąć i pocałować żonę. Zupełnie mu nie przeszkadzało, że
łazienka jest mało romantycznym tłem dla scen miłosnych. W końcu to jego żona,
nie mówiąc o tym, że od dłuższego czasu jej nie dotykał. Jadwidze również to
nie przeszkadzało. Czuła, że w ich relacjach zaczyna się nowy miesiąc miodowy.
Porządkowała dwa należące do nich pokoje, nieustannie podśpiewując.
Przychylność Adama jakby ją zaczarowała. Nie troszczyła się o nic. Wszystko
postrzegała z jasnej strony, a każda rzecz nawet ją rozśmieszała.
Przede wszystkim śmieszne było podwórko, któremu przyglądała się przez
okno. Patrzyła na twarze zapracowanych ludzi, czerpiąc z tego rozrywkę. Każdą
twarz wykrzywiał inny grymas, każda sylwetka inaczej uginała się pod ciężarem 59