Page 60 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 60

Cukermanowie mogli mieć całe sześciopokojowe mieszkanie dla siebie.
               Matylda mogła uwolnić się od Rozenbergów, z którymi trudno jej było wytrzymać
               pod jednym dachem, mogła pozbyć się Hagerów, którzy wprawdzie byli cisi ni-
               czym gołąbki, ale sprawiali jej przykrość nieustannym czuleniem się, budząc jej
               zazdrość. Jednak przyjemność mieszkania samej nie była jej dana, a winny temu
               był Samuel. Po prostu uważał, że w takiej ciasnocie, jaka panowała w getcie,
               grzechem byłoby, gdyby cztery osoby zajmowały siedem pomieszczeń. A poza
               tym – dodał – gdyby po jakimś czasie musieli przyjąć do mieszkania jakichś
               obcych ludzi, co ona, Matylda, by wówczas zrobiła?
                  Mieszkanie miało wielki, kwadratowy przedpokój. Drzwi do wszystkich pokojów
               otwierały się w jego stronę. Cukermanowie zajęli dwa pokoje, Rozenbergowie
               – kolejne dwa. Jeden pozostał dla profesora Hagera i jego żony, a kolejny – dla
               kucharki Rejzli. Kuchnia, rzecz jasna, była wspólna, podobnie jak łazienka.
                  Kucharka Rejzl zgodziła się gotować dla wszystkich, pod warunkiem że
               każda rodzina będzie jej płacić osobno. Dała wszystkim do zrozumienia, że tu,
               w pobliżu, ma wielką rodzinę – gromadę sióstr i ich dzieciaków – która oczekuje
               jej pomocy, a ona nie ma zamiaru pozwolić im umrzeć z głodu.
                  W ogóle to kucharka Rejzl zmieniła się z chwilą zamieszkania na Bałutach.
               Natychmiast zapomniała słowa „paniusiu”, do każdego zwracając się na „ty”.
               Nawet dwukrotnie zdenerwowała się na Matyldę, że ta „nie zamoczy swojej rączki
               w zimnej wodzie”, plącze się pod nogami i jeszcze przeszkadza w doprowadzeniu
               domu do porządku. Jadwigi i starej pani Hagerowej w ogóle nie chciała widzieć
               na oczy. Pomrukiwała i poburkiwała na nie, i cokolwiek zrobiły czy powiedziały,
               to jej się nie podobało. Jednym słowem: przygasł blask gospodyni i jej gości, więc
               Rejzl nareszcie mogła uwolnić się od rozgoryczenia, które latami skrywała pod
               służalczym posłuszeństwem. Bez zbytniego skrępowania poleciła Matyldzie przy-
               gotować łóżka i zmienić pościel. Ale Matylda, zamiast jej posłuchać, wyciągnęła
               się na gołym łóżku i zaczęła płakać w niepowleczone poduszki.
                  Szczególną wojnę Rejzl wypowiedziała Suni, która nieustannie przychodziła
               do kuchni. Kucharka nie mogła się pozbyć suki, więc wszystkie przekleństwa
               i złe słowa, jakimi wciąż jeszcze nie miała odwagi zasypać gospodarzy, kierowała
               pod adresem psa. Do tego doszedł jeszcze wielki żal, bo za każdym razem,
               kiedy spoglądała na Sunię, przypominała jej się kotka Barbara, która przeżyła
               z kucharką całe swoje życie, a którą zostawiono w mieście. Tego Rejzl nie mogła
               psu wybaczyć.
                  Jedyną pociechą Rejzli była Dziunia, młodsza córka Cukermanów. Dziewczyna
               była chętna do pracy, pomagała przy rozpakowywaniu, układaniu, a nawet przy
               szorowaniu podłóg. A robiła to tak zgrabnie i zwinnie, jakby całe życie zajmowała
               się tylko taką pracą. Rejzl rozpływała się nad nią: „Tylko ty jesteś normalnym
               człowiekiem” – mówiła do Dziuni. „A cała reszta kobiet to banda rozpusz-
               czonych bachorów. Z twoją mamą na czele”. Leżenie z pańską córką na brudnej
         58    podłodze i wspólne szorowanie było dla niej źródłem jakiejś dziwnej satysfakcji.
   55   56   57   58   59   60   61   62   63   64   65