Page 53 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 53
naszkicowany ołówkiem, szaro-czarny kontur drzewa. Jego pień był do połowy
ukryty w śniegu, tylko nagie gałęzie, niczym przykurczone, kościste palce, wy-
ciągały się w kierunku nieba – w jej kierunku? Wyglądało to tak, jakby ją przy-
zywały, jakby proponowały, by sobie wyobraziła, jak będą wyglądać, gdy pokryją
je liście i rozkwitną na nich kwiaty. Oczyma wyobraźni Rachela ujrzała zieleń. To
wspomnienie dodało jej nowej energii.
Razem z ojcem wspinała się po drewnianych schodach, po czym weszli do
długiego korytarza. Szurali nogami, trzymając się za ręce. I choć w korytarzu
nie było aż tak ciemno, bo z otwartych drzwi dochodziły smugi światła, to jed-
nak musieli zmrużyć oczy. Gdzieś kopciła kuchenka, a kłęby dymu unosiły się
pomiędzy ścianami, szczypiąc nieznośnie. Stopa Mojszego natrafiła na jakiś
mebel, a wówczas rozległ się straszliwy stukot blaszanych naczyń i zastawy. We
wszystkich otwartych drzwiach pojawiły się głowy, wśród których ujrzała również
głowę brata, Szlamka.
– Ostrożnie! – krzyknął. – Nie rujnujcie domu! – Wyjął z ich rąk tobół z pościelą,
po czym pomógł Racheli zdjąć plecak.
Rachela już była przy oknie: – Szlamku, chodź tu! – zawołała brata. – Co
widzisz tam, przy płocie?
Pochylił się w kierunku szyby: – Gdzie masz płot?
– Tam na dole, nie widzisz płotu?
– Masz na myśli ten kawałek ogrodzenia?
– Tak, ten kawałek ogrodzenia. Co widzisz przy tym kawałku ogrodzenia?
– A co mam widzieć? Jedyne miejsce na całym podwórku, gdzie niczego nie
ma. Widzę śnieg.
– Nie widzisz drzewa?
– Jasne, że widzę drzewko. No i co?
– Chociaż drzewo będziemy mieli.
Chłopak zwrócił w stronę Mojszego twarz pokrytą czerwonymi pryszczami:
– Wszystko wyolbrzymiają te dziewczyny. Główka od szpilki zamienia się u nich
w słonia, a drzewko w całe drze-e-ewo!
Rachela oglądała pokój. Był przedzielony cienkim, wytapetowanym przepierze-
niem, w którym znajdowały się dwa otwory: jeden służył za przejście, a w drugim
stał wielki, kaflowy piec, w stronę izby mieszkalnej zwrócony ścianą białych kafli,
a w drugą stronę – czarnymi płytami i fajerkami.
W obu częściach pokoju stały wielkie, ciężkie, ciemnobrązowe szafy. Łóżka
były drewniane, też ciężkie i ciemnobrązowe. Świeżo wyszorowaną podłogę
pokrywał chodnik z ciemnobrązowych, niemal czarnych, workowych szmat. Od
tego ciemnego brązu Racheli zrobiło się jeszcze ciężej na sercu. „Od dzisiaj to
jest nasz dom” – powiedziała do siebie i nie mogła tego pojąć. Podeszła do
swojego plecaka i zaczęła go powoli otwierać. Wyjęła swoje książki i zeszyty,
małe pamiątki, pudełko ze zdjęciami, papierową teczkę, w której zbierała swoje
prace pisemne. Potem rozpakowała bieliznę i sukienki. Każda rzecz, którą brała 51