Page 467 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 467
błyszczały w świetle wieczoru. Wyszła na ulicę i zniknęła w rzece ludzi. Ulicą
przejechał wóz z fekaliami – czerwona, chluszcząca beczka wsparta na czterech
kołach. Mężczyzna i kobieta zaprzężeni byli z przodu, a dwoje dzieci popychało
ją z tyłu. Trzecie, jeszcze mniejsze, jechało na samej beczce. Rodzina fekaliarzy.
Panna Diamant skierowała wzrok z powrotem na podwórko. Część sąsiadów
już odpoczywała na zewnątrz. Wśród nich dostrzegła Hagerów, przykurzonych
i wychudzonych staruszków. Jednak patrzenie na tę wiecznie zakochaną parę
było czymś odświeżającym. Nieco dalej, na starym stole wykładowym zasłanym
kołdrami i poduszkami, leżała panna Luba, młoda nauczycielka łaciny, która
kiedyś twierdziła, że kobiety w czasie wojny okażą się silniejsze od mężczyzn.
Teraz ta młoda, załamana kobieta leżała w gorączce z powodu choroby płuc.
W grupie spacerujących mężczyzn panna Diamant dojrzała chudą, wysoką postać
profesora Lustikmana, który miotał wściekłe spojrzenia w kierunku jadalni. Jego
żona, pani Lustikman, szła właśnie z naprzeciwka. W białej bluzce z kołnierzem
wyłożonym na sweter, mimo wiekowej twarzy, wyglądała jak uczennica. Czy szła
poinformować, że kolacja gotowa? Nie, ciasny krąg otaczających ją mężczyzn
pozwalał przypuszczać, że przyniosła ostatnie wiadomości radiowe. Gdzieś w get-
cie było kilka osób, w tym chazan, którzy w tajemnicy słuchali radia i roznosili
wiadomości wśród przywódców partyjnych. Panna Diamant wyobrażała sobie
Żyda w długiej kapocie, z długą siwą brodą i pejsami, siedzącego nad skrzynką
radia. Sama zupełnie nie interesowała się wiadomościami, gdyż nie wydawały
się jej ważne. Getto zdawało się najważniejsze. Nigdy nie marzyła i nie robiła
planów, co będzie robić po wojnie. Jeśli już pojawiały się jakieś plany czy marzenia
na temat przyszłości, dotyczyły one jej uczniów. Tak często powtarzała w klasie
frazę: „Gdy stąd wyjdziecie…”, że młodzi ludzie zazwyczaj ją podchwytywali
i kończyli zdanie wraz z nią.
Wróciła do stolika i naostrzyła czerwony ołówek. Była gotowa zacząć pracę,
jednak wciąż brakowało jej odpowiedniego nastroju. Miała przed oczami twarz
Klary, a jej słowa pobrzmiewały w uszach. Jak mogła ją tak zostawić, nie dając
okazji do podzielenia się tym, z czym przyszła? To zmęczenie całym dniem, nie
inaczej, przeszkodziło jej dostrzec niepokój Klary. Przez to poczuła się jeszcze
bardziej zmęczona.
*
Tak więc prosta nić dni panny Diamant czasem przerywała się lub zaciskała
w supeł, z którym nie można było nic zrobić. Taki dzień zdarzył się wtedy, gdy
na dwadzieścia cztery godziny zamknięto most i klasy były w połowie puste.
Również wówczas, gdy zabrakło połowy klasy, ponieważ przywieziono do getta
ziemniaki. Takie były również te dziwne dni, gdy wszystko wyglądało dobrze, klasy 465