Page 357 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 357
Estera poczuła blady strach we wszystkich członkach. Każda komórka jej
ciała pragnęła uwolnić się spod jego dotyku. Pusty żołądek zaburczał. – Panie
Prezesie, proszę, niech pan zostawi Walentina... – bełkotała.
Palce macające jej kolano jakby odcięły jej nogi od reszty ciała. Ręka prze-
sunęła się wyżej. Wszystkie nerwy w tym miejscu obumarły. Wtedy ujął ją za
ramiona i one również przestały do niej należeć. Jego szare oczy w okularach były
bardzo blisko. Za zasłoną pożądania kryło się w nich zawstydzenie, zmieszanie.
Wyszeptał cicho, zachrypniętym głosem: – To już nie w moich rękach. Listy są
u Herr Schattena... On ma je zanieść do władz...
Podniosła się jednym skokiem. – Niech mi pan da kartkę do Schattena!
– w jej głosie był nakaz.
Nie zdziwiło jej, że mu się poddał. Powoli wrócił na swoje miejsce za biurkiem.
Napisał kilka słów na karteczce, podarł ją, napisał drugą i podał jej. Z szuflady
wyjął zadrukowany papier. – To przepustka dla ciebie... Chcę cię jeszcze zoba-
czyć. – Uśmiechnął się krzywo, nie patrząc jej w twarz.
*
Kiedy Estera dotarła do mieszkania Herr Schattena, był już po kolacji. Spod
drzwi usłyszała muzykę skrzypiec, która urwała się, gdy tylko zapukała. Z wnętrza
nikt nie odpowiedział. Drzwi ustąpiły i weszła do ciemnego pokoju. W smukłym
świeczniku w kącie płonęła świeczka.
Pogrążona w cieniu sylwetka stojąca na środku pokoju zapytała: – Czego
chcesz?
Zrobiła krok do przodu. W pokoju pojaśniało. Herr Schatten miał na sobie białą
sportową koszulę i czarne bryczesy. W jednej ręce trzymał skrzypce, w drugiej
smyczek. Kiedy podała mu kartkę od Prezesa, rzucił na nią okiem, po czym zrobił
minę uczniaka strojącego sobie żarty z nauczyciela. – Stary idiota! – zachichotał.
Potem obejrzał sobie Esterę i grymas rozbawienia zniknął mu z twarzy. Mierzył
ją wzrokiem. Jego zimne oczy powoli, bezwstydnie i natarczywie pełzały po jej
ciele. Nie ruszał się z miejsca ani nie odzywał. Jego dłoń trzymająca karteczkę
i smyczek powoli opadła, jakby lada chwila miał je upuścić na podłogę. Przeszła
minuta, potem jeszcze jedna. Estera niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę.
W końcu Herr Schatten się poruszył i skrzypcami wskazał sofę. – Chcesz coś
zjeść? – usłyszała jego głos, zimny, suchy. Przysunęła się do sofy. – Nie jesteś
głodna, ha? – stwierdził, kiedy nie odpowiedziała.
Elektryczne oświetlenie zgasło i znowu pojawiło się światło świeczki w smu-
kłym świeczniku. Schatten już przy niej siedział ze skrzypcami i smyczkiem
u boku. Poczuła jego ręce wokół biustu i parę zimnych warg na swoich. Gdzieś
z głębi jej jaźni wyrwał się krzyk, jakby nagle wyzwoliła się z pęt. Paznokciami 355