Page 359 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 359

że nie wie, gdzie ma nogi. Była od nich oddzielona, kołysała się w powietrzu.
                  Gdy tak się chwiała, para rąk, które kiedyś do niej należały, zaczęła rozpinać jej
                  bluzkę. W koszmarze pojawił się inny rodzaj snu. Ten sen snuł się wokół świeczki
                  i smukłego świecznika, pachniał trawą i słońcem. Tańczył po cienistych ścianach
                  pokoju, które wirowały wraz z meblami jak cztery białe ekrany. Ze ścian płynęła
                  słodka muzyka skrzypiec. Kiedy stała nago przy sofie, zachciało jej się tańczyć,
                  unosząc się w przestworzach i kołysząc na odczepionych nogach. Męski, przy-
                  jemny głos śpiewał:


                     Zostałem zdradzony przez księżyc,
                     Słońce na manowce mnie wodzi,
                     Tylko cień pozostał mi wierny,
                     I co noc do mnie przychodzi...


                     Tańczyła tango. Ale stopniowo szum w jej głowie zagłuszył tony skrzypiec.
                  Zatrzymała się, prawie upadła. Przytrzymała ją para rąk. Skrzypce ucichły.
                  Męski głos już nie śpiewał, tylko trąbił jej do ucha: – To moje dzieło. Jestem
                  kompozytorem.
                     – Zagraj coś jeszcze... – poprosiła i pozwoliła mu się zaprowadzić do sofy.
                     Grał dla niej, spacerując po pokoju. Tony wychodzące spod jego smyczka
                  były smutne i stęsknione. Jawiły jej się jak fale w morzu łez. Przyjemnie było
                  na nich płynąć. Za każdym razem, kiedy jej się wydawało, że już kończy grę,
                  prosiła o więcej.
                     Zrobił to dla niej, grał dalej, aż zatrzymał się ponad nią i jego głos znów
                  zagrzmiał jej nad uchem. – Jesteś zagadką, rudowłosa. Sprawiłaś... że daję ci
                  moją duszę za cenę twego ciała.
                     Odpowiedziała surowo: – Mam nadzieję, że pamiętasz cenę, jego nazwisko
                  jest na karteczce... – nagle wybuchnęła dzikim, histerycznym śmiechem. – Du-
                  reń z ciebie! Myślisz, że to ciało należy do mnie, ty głupku! To... to piękno nie
                  jest moje. Ja jestem pfuj... małpą! Chichotała, podniosła do niego ręce, małpio
                  wykrzywiała twarz. – Będziesz spał z małpą!
                     Rozbawiony kiwał głową. – Jeśli małpa ma twój urok, niech będzie małpa.
                     – I nie zapomnij zapłacić za to małpie, ty gorylu...
                     – Więc jesteśmy dobraną parą! Na co ci tamten?
                     – O, tamten... tamten... – śliniła się. – Wytłumaczę ci. Tamtego potrzebuję
                  jak dziury w moście. Ale on należy do mojej znajomej...
                     – A gdzie ona, ta znajoma?
                     – A gdzie ma być? Razem z nim... – tu podniosła się na kolana i sztywno
                  splotła mu ręce na szyi. – Przyrzeknij mi, że zdejmiesz go z listy. Przyrzeknij mi
                  na... twoich rodziców!                                               357
   354   355   356   357   358   359   360   361   362   363   364