Page 355 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 355
wanką. Nie robiła jej wielkich nadziei: – Nie wiem, czy w tym przypadku coś
zdziałasz – wytłumaczyła, kiedy Estera wyjaśniła jej, po co przyszła. – Prezes
jest zdeterminowany... Ani jedno nazwisko nie zostało zdjęte z listy – sekretarka
otwarła torebkę, wyjęła lusterko i puderniczkę. – Masz, to dla urody – powiedziała
przyjacielsko i weszła do gabinetu Prezesa. Estera trochę niepewnie otwarła
puderniczkę i po raz pierwszy w życiu upudrowała twarz. Sekretarka pojawiła
się znowu. – Możesz wejść.
Za wielkim biurkiem pokrytym błyszczącym szkłem siedział starszy pan z peł-
ną, dobroduszną twarzą i aureolą siwych włosów wokół głowy. Para spokojnych,
przyjacielskich oczu patrzała na Esterę zza pozłacanych oprawek okularów. To
nie był ten sam pan Rumkowski, którego znała z sierocińca. Siedział przed nią
zupełnie inny człowiek – imponujący, dumny. Promieniowała od niego magne-
tyczna siła, budząca podziw i zarazem mrożąca serce.
Ów pan o ładnej twarzy, na którym wygląd Estery wywarł wielkie wrażenie,
wstał z fotela i wyciągnął do niej obie ręce. – Podejdź, dziecko... – Na chwilę
zakręciło jej się w głowie i cały pokój razem z obrazami oraz oprawionymi w ramki
wyrazami uznania zawirował przed jej zmęczonymi oczami. Starszemu panu
pochlebiało jej zmieszanie. Zaskoczony jej pięknem zdjął okulary i wyszedł zza
biurka jej naprzeciw. Tak, dobrze ją pamiętał, wiedział jak się nazywa. Należała
do tych nielicznych wychowanek, których wyraźny obraz ciągle nosił w sercu.
Rycersko wziął ją za ramię, po czym z szacunkiem, jaki wywołują tylko piękne
kobiety, podprowadził ją do krzesła przy biurku i pomógł jej usiąść. Wrócił na
swoje miejsce i nie odrywając od niej oczu powiedział: – Dobrze cię pamiętam,
wiesz. – Zatopił wzrok w ogniu jej krótko obciętych loków. – Takiej głowy jak
twoja się nie zapomina. Jej, jej, jaka z ciebie wyrosła krasawica! – Położył rękę
na jej dłoni.
Estera doszła do siebie i wyciągnęła rękę spod palców Rumkowskiego. –
Panie Prezesie, przyszłam, żeby...
Prezes zadowolony mruknął: – Wiem, wiem, że przyszłaś po coś, ale przecież
jesteśmy jak jedna rodzina. W końcu jesteś moją wychowanką, moim dzieckiem.
Czy nie powinnaś mnie najpierw zapytać: „Co pan porabia, panie Rumkowski?”,
poświęcić mi trochę uwagi? – Estera zagryzła wargi i pozwoliła, by Prezes ponow-
nie dotknął jej ręki. – Tak, moja droga – potrząsnął głową. – O tego, kto troszczy
się o wszystkich, nie troszczy się nikt... A jak ci się żyje w getcie? Mówiłaś, że
gdzie pracujesz?
– W kuchni gettowej, panie Prezesie.
– Ode mnie masz tę posadę, ha? – twarz mu promieniała. – Rzeczywiście
dobrze wyglądasz. Rozkwitłaś w getcie, ha? – Była akurat w jego guście, który
ostatnio wraz z wzmocnioną męskością trochę się zmienił. Już nie szukał mło-
dziutkich, dopiero rozkwitających dziewczynek. Teraz podobały mu się młode, ale
już dojrzalsze kobiety. W tym momencie zauważył niecierpliwość malującą się na
twarzy Estery i dał za wygraną. – No, powiedz, co chcesz, żebym dla ciebie zrobił? 353