Page 360 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 360

Powoli uwolnił się z uścisku i zaczął rozbierać. – Nie ma nic łatwiejszego niż
               na nich przyrzec. – Po twarzy przemknął mu nieobecny uśmiech. Mutti dostała
               zawału na dworcu... Nie mogła biedaczka patrzeć, jak na jej oczach chłostano
                                        14
               papę za oplucie sturmtruppera . Papa też został na tamtym dworcu... Dobrze im
               tak. Szkoda tylko, że zdołali mnie przedtem sprowadzić na ten świat. Ale duszę
               mam aryjską... Całe szczęście, że tu, w środku, jestem czysty. Przez dziewięć
               miesięcy, podczas których mnie nosiła, nie zdołała we mnie nic skalać... Tu
               w środku mam blond włosy, niebieskie oczy i aryjską miłość do piękna. Moją
               muzykę. Moje skrzypce. Moją kulturę. Moją piękną mowę. Jestem Niemcem,
               moja mała, na wskroś. Ale moją tragedią i przeznaczeniem jest to przeklęte
               żydowskie nasienie, z którego powstałem. I za nie muszę odbyć karę... Jestem
               na to gotów... Jestem gotów dać się wymazać z powierzchni ziemi. Ale przedtem
               mam do wypełnienia misję... Jawohl! Muszę pomóc unicestwić rasę robactwa. –
               Zrobił odrażający grymas i zaczął potrząsać głową. – A ty, mała, myślisz, że choć
               jeden Żyd wyjdzie stąd cały? Oho! To nasienie zniknie z powierzchni ziemi. Świat
               oczyści się z Żydów... A wtedy ze spokojnym sumieniem będę mógł zniknąć razem
               z nimi! – Poczuł, że coś lepkiego pada mu na policzek. Przyłożył do niego rękę
               i zdał sobie sprawę, że naga dziewczyna na niego pluje. Pluje i pluje, aż braknie
               jej śliny. Zaskoczony otarł twarz i roześmiał się: – A jak już wyplujesz całą żółć,
               rudowłosa, myślisz, że mnie ona dosięgnie? – Uszczypnął ją w pierś: – Za kilka
               lat... może już za rok... może jeszcze szybciej, ta pierś będzie gnić w ziemi, razem
               z tym, który ją teraz szczypie. Chodź, wypijemy jeszcze po kieliszku.
                  Przyniósł kolejne dwa kieliszki wódki. Wytrąciła mu je z ręki. Jej palce wbiły
               mu się w szyję, potrząsnęła nim z wściekłością: – Kto zrobił z ciebie takiego
               potwora? – krzyczała.
                  – Pan Bóg w niebie się pomylił – ton jego głosu był lekki. – Jestem błędem
               natury. Moja aryjska dusza powinna była się urodzić z aryjskiego nasienia...
               Wszystkie błędy natury to potwory. – Chichotał, a ona nie przestawała okładać
               go pięściami i pluć na niego.
                  Aż coś w niej osłabło i ręce opadły jej jak kłody. Prawie się stoczyła z otoma-
               ny. Znowu unosiła się w morzu tonów, a skrzypce znowu się skarżyły do taktu.
               Ich słodka muzyka docierała głęboko, jakby chcąc dostać się do źródła jej łez.
               Dźwięk skrzypiec stawał się coraz pełniejszy, ciężki niczym wiolonczeli. Jego
               gęste, rozchodzące się falami ciepło przypominało ciepło krwi. Czuła, jak to
               ciepło wylewa się ze skrzypiec, rozdzielając się na coraz cieńsze żyłki. Parzyły ją
               i kłuły cienkimi igłami bólu, który przemieniał się w tępe cierpienie. Były w nim
               kołyszące się puszcze pełne pionowych, okaleczonych pni. Słońca parzyły piekiel-
               nym ogniem. Płynęły rwące, ogarnięte szaleństwem wody potopu. W głębokich



               14   Sturmtruppen (niem. Stoßtruppen) – oddziały szturmowe w armii niemieckiej. Sturmtrupper –
         358      dowódca oddziału bojowego.
   355   356   357   358   359   360   361   362   363   364   365