Page 339 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 339

– załzawione, gorące i szkliste, jakby zastygłe z przerażenia, z bezustannego
                  wpatrywania się w coś strasznego. By nie myśleć o getcie, Estera starała się
                  też nie patrzeć na stopy spacerowiczów obute w drewniane trepy, które stukały
                  twardo i sucho. Część stóp, chudych jak szczapy, ruszała się w za dużych trepach
                  w tę i z powrotem, inne, opuchłe jak kloce, poruszały się sztywno jak u kukieł,
                  owinięte ponad kostkami płótnem wrzynającym się w ciało.
                     Przed nią szła grupa młodych. Szli wolno, ramię w ramię, ledwo posuwając
                  się do przodu. Estera nigdzie się nie spieszyła, więc chętnie dostosowała do nich
                  rytm własnego kroku. Dostrzegła wśród nich dziewczynę w niebieskim kostiumie,
                  z rozczochranymi kasztanowymi lokami. Lekko falowały za każdym razem, kiedy
                  zwracała się do idącego obok chłopaka. Estera rozpoznała Rachelę Ejbuszyc.
                     Esterze nie przeszkadzało, że za nią idzie, nie przyszło jej do głowy, by
                  przyspieszyć kroku albo przejść na drugą stronę ulicy. Ona i Rachela dawno już
                  przestały się unikać. To, co wiązało je w tamtym życiu, nie miało teraz znaczenia.
                  A fakt, że w tym nic ich już nie łączyło, nie wywoływał u niej żadnych emocji. Nie
                  było już ważne, czy się spotkają, czy nie, czy powiedzą sobie dzień dobry, kiedy
                  wpadną na siebie na ulicy albo w domu Chaima Pończosznika.
                     Dochodziły do niej strzępy rozmowy prowadzonej przez młodych. Jeden z chło-
                  paków, którego Estera często widywała na podwórzu przy Lutomierskiej, czasem
                  w towarzystwie Racheli, wspomniał rozporządzenie nakazujące religijnym Żydom
                  zgolenie brody. Mówił o ich uporze i zawziętości. Według niego, choć przestrzegają
                  zasad koszerności i muszą stawiać czoło dodatkowym prześladowaniom, mają
                  więcej szans na przeżycie wojny niż inni. W tym momencie doszedł do niej głos
                  Racheli. Mówiła o jej wuju, Chaimie Pończoszniku.
                     – Jego dwie córki może by się nie rozchorowały na TBC, gdyby pozwolił im
                  zjadać ten kawałek niekoszernego mięsa z racji żywieniowej. Zawziętość, upór...
                  Odmowa przystosowania się do warunków raczej ich zgubi niż uratuje.
                      Poczuła się nieswojo. Rachela miała rację. Prawdą było, że cała pomoc
                  Estery nie uchroniła obu kuzynek od choroby. Ona też miała to za złe wujowi.
                     Rozmowa młodych przekształciła się w dyskusję o religii i wierze.
                     – W co wierzą pobożni? – gorączkował się wysoki, chudy chłopak. – Oni
                  wierzą, że zostaliśmy ukarani za nieprzestrzeganie przykazań boskich. Mówią,
                  że musimy być lepsi od innych, bo jesteśmy wybrańcami Boga. Że On dzień
                  i noc tylko o nas myśli. To dokładnie tak jak w historii z gospodarzem, który ob-
                  ładowuje swoją szkapę ponad miarę, a kiedy ta upada pod ciężarem, karze ją
                  za zaniedbywanie obowiązków. W ten sposób i niewolnik, i pan mają wymówkę
                  i żyją sobie w zgodzie. Naprawdę myślicie, że ten rodzaj wiary może człowieka
                  umocnić? A w ogóle, jak można być pobożnym tutaj...?
                     Chłopak idący obok Racheli argumentował: – Jak? Po prostu. To nie ma nic
                  wspólnego z logiką. Łatwiej jest żyć z wiarą, że istnieje ktoś, kto się za tobą ujmie,
                  ukarze twoich oprawców. Pobożni wierzą też, że ich cierpienia będą wynagrodzone
                  w przyszłym świecie, więc mniej boją się śmierci. A śmierć, jak mówią, ucieka   337
   334   335   336   337   338   339   340   341   342   343   344