Page 337 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 337
W takich momentach czuła się z młodymi bardzo niewygodnie i cieszyła się,
gdy mogła wrócić do studiowania dzieł Lenina.
Czasem próbowała nawiązać kontakt z inteligencką młodzieżą, poruszać bliż-
sze im tematy. Zaczynała mówić o kulturze, proponowała dyskusję o książkach,
spotkanie z którymś z młodych poetów. Ale wiele tym nie osiągnęła.
Napadali na nią: – Rumkowski daje nam dość kultury. Może mamy się zająć
dystrybucją gazety „Geto-Cajtung”? I jak sądzisz, dlaczego Niemcy pozwalają
nam prowadzić tak rozgałęzioną działalność kulturalną? Dlaczego pozwalają na
spektakle, koncerty? Myślisz, że o tym nie wiedzą?
– Możliwe, że wiedzą – broniła się. – Możliwe, że wszystko im jedno, co
robimy, bo i tak mają nas w łapie. Ale możemy to wykorzystać...
Młodzi nie dawali jej skończyć. Gorączkowali się: – Oni nie chcą, żebyśmy się
buntowali. Ot co! Nie chcą, byśmy stawiali opór i robili na świecie hałas. Dlatego
pozwalają nam się czadzić kulturą. Kultura w getcie to grzech! Zaślepia, przytępia
zmysły, zabija czujność!
Mimo to dobrze wiedziała, że ci sami chłopcy i dziewczęta pilnie studiują
przedmioty szkolne i nie opuszczają ani jednego koncertu w Domu Kultury; że
połykają literaturę piękną i rozchwytują ręcznie pisane wiersze czy opowiada-
nia. Jednak na zebraniach z nią nie chcieli słyszeć o kulturze. Tu oczekiwali od
niej – i od siebie – czegoś innego. Dobrze wiedziała, o co chodziło – o aktywne
przygotowanie do walki z Niemcami. Ale na razie nie mogło być o tym mowy.
Jednak od czasu do czasu udawało jej się porwać grupę. Stało się to za
sprawą pieśni rewolucyjnych. Bardzo często po spotkaniu kółka zaczynała cicho
nucić i towarzystwo, na początku apatycznie, a potem z coraz większym zapałem,
pozwalało się ponieść słowom i melodii. Twarze traciły starczą suchość, rozja-
śniały się, promieniały – i nieraz dziwiła się, że prosta piosenka może zdziałać
o wiele więcej niż godziny referatów i przemówień.
W tym czasie na powrót odkryła swój głos. Śpiewała całymi dniami, ciesząc
się czystością wydobywających się z niej tonów. Nuciła u siebie w pokoju, przy-
gotowując jedzenie, sprzątając. Nuciła na ulicy i przy pracy w kuchni gettowej.
Najlepiej się jej śpiewało akurat wtedy, gdy spowita parą z kotła miała przed sobą
rozgadany tłum, a policjanci machając pałkami, krzyczeli na obecnych, popychali
i rozdawali ciosy. Wiedziała, że nikt jej nie usłyszy i dobrze jej było w tym hałasie,
sam na sam z własnym głosem.
Ona też nie opuszczała żadnego spektaklu ani koncertu w Domu Kultury.
Szczególnie mocno przeżywała wystąpienia chóru.
Tutaj, wystrojona w najładniejszą spódnicę, spotykala się z chłopakami i dziew-
czętami z jej kółka, też przebranymi w czyste ubrania. Tu spotykała kierownika
kuchni gettowej, tu często widywała mężczyznę, który kiedyś miał w swoich
rękach jej życie, a teraz panował nad wszystkimi obecnymi, nad wszystkimi
Żydami w getcie – prezesa Chaima Rumkowskiego. Widziała, jak pojawiał się ze
swoją świtą, jak ogarniał wzrokiem salę – zupełnie jak niegdyś w domu sierot, 335