Page 340 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 340
od tych, którzy jej się nie lękają. Człowiek, który mniej boi się śmierci, jest, jak
mi się wydaje, bardziej skłonny do oporu...
Wysoki chłopak autorytatywnie wyrzucił rękę przed siebie: – Kto wie, czy
mniej boją się śmierci niż my? Mierzyłeś nasze lęki? My, socjaliści, też mamy
wiarę, a wiara, która ma podstawy racjonalne, jest mocniejsza. My wierzymy
w równość i sprawiedliwość międzyludzką. Nasza wiara nie jest ślepa.
Ktoś z grupy się roześmiał: – Twoja wiara nie jest ślepa? To dlaczego nie
zachwiała się nawet na chwilę? Niemiec to też człowiek. A Polacy, którzy nas
obrzucali kamieniami, też są ludźmi.
– To wszystko ma swoje przyczyny – wysoki chłopak nie dał się zbić z tropu
– historyczne, polityczno-ekonomiczne. A ja i tak nie zamieniłbym mojej wiary
w sprawiedliwość na ślepą wiarę pobożnych.
– Nie wiem – zauważył chłopak obok Racheli – ale to dlatego, że sam nie
jestem zdolny jej pojąć. Nie zmienia to faktu, że ich wiara daje pocieszenie
w postaci życia pozagrobowego. Według naszej śmierć jest końcem wszystkiego,
więc strach przed nią jest większy.
W wolnej przestrzeni między ramionami młodych Estera zauważyła zarysy
znajomej sylwetki idącej na przedzie grupy i górującej nad nią. Na wpół łysa,
wielka głowa, poruszała się rytmicznie na prawo i na lewo. W chwilę potem wśród
dźwięków rozmowy pojawił się nowy głos – i od razu rozpoznała poetę Bursz-
tyna . Podczas codziennych wieczornych przechadzek nawiązywał znajomość
10
z grupami spacerowiczów i pół getta było z nim na ty. Teraz Bursztyn śpiewał
i sam sobie dyrygował. Estera do niego zawołała. Próbowała się przecisnąć przez
idącą przed nią grupę. Młodzi przerwali dyskusję, oni też rozpoznali Bursztyna.
W chwilę później Estera i reszta już go otaczali, potrząsali jego ręką, poklepywali
po ramieniu i pytali, co takiego śpiewa.
– „Marsz na miejsce stracenia” Berlioza. Symphonie phantastique. – Obwie-
ścił i wykonał uroczysty gest ręką. Był mężczyzną pod pięćdziesiątkę, ale miał
twarz dziecka, okrągłą i otwartą, ubierał się też jak młodzież, wykładając niezbyt
czysty kołnierzyk koszuli na kołnierz znoszonej marynarki. Pozwolił się nieść do
przodu grupie, która otaczała go ze wszystkich stron: – A teraz posłuchajcie
walca! – wykrzyknął i zaczął nucić walc Berlioza. Nie miał dobrego głosu, ale
śpiewał poprawnie i z uczuciem, oddając wartkość melodii. Z walca przeszedł
do innych części symfonii. Młodzi przysłuchiwali się.
Estera znowu poczuła, że nie idzie, a szybuje w sennej, poetycznej scenerii.
Ulica, domy, spacerujący młodzi ludzie, wszystko było otoczone woalem błękit-
noróżowego, łagodnego powietrza wieczoru i wydawało się krążyć w pełnym
harmonii wszechświecie w takt ciepłego głosu Bursztyna. Spojrzała spod oka na
10 Nie udało się ustalić, który z łódzkich poetów był pierwowzorem tej postaci. Być może Jeszaje Szpi-
338 giel (1906–1990).