Page 336 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 336

Również jej współpraca z towarzyszami partyjnymi zyskała na harmonii. Nie
               tylko stała się bardziej zdyscyplinowanym członkiem ruchu, ale jej popularność
               doszła do szczytu. Jej niechęć do objęcia odpowiedzialnego stanowiska i pełna
               oddania działalność w charakterze „szarej jednostki” były teraz traktowane jako
               wyraz szczerej skromności. Obdarzano ją zaufaniem, jakiego dostępowali tylko
               nieliczni. Jej stosunki z towarzyszem Baruchem i z towarzyszką Julią, przewod-
               niczącą ruchu, matką i siostrą każdego komunisty, stały się łatwiejsze, bardziej
               przyjacielskie. Powierzono jej ważną funkcję – kierowanie nowo utworzoną grupą
               młodzieży gimnazjalnej.
                  Z entuzjazmem rzuciła się w wir pracy z młodymi. Chciała się z nimi dzielić
               swą siłą, uskrzydlać własną nadzieją, porywać temperamentem. Ale nie przyszło
               jej to łatwo.
                  Wychudzone twarze, które miała przed sobą, przypominały młodych star-
               ców. Wielkie, ciemne oczy mówiły, że chętnie dałyby się poprowadzić, zarazić
               jej zapałem – tak bardzo chciały zapomnieć. Ale nad ich myślami panowały
               wycieńczone głodem ciała. Nie rozumieli jej entuzjazmu. Zostali komunistami
               w getcie, szukając racjonalnej, logicznej pociechy. Pragnęli otuchy opierającej
               się na czymś konkretnym, na faktach – i byli dla Estery bezlitośni.
                  Czasami, kiedy w uniesieniu postanawiała dać grupie zastrzyk optymizmu,
               w samym środku przemowy ktoś bezceremonialnie jej przerywał: – Ty jesteś
               syta, a my głodni. Jakim prawem mówisz nam, co mamy czuć i jak postę-
               pować?
                  Broniła się zbita z tropu: – Mam zgodę kierownictwa partii na moją pracę.
               Pracuję dla towarzyszy. Pomagam chorym, potrzebującym. Czy byłoby lepiej,
               gdybym zrezygnowała z tej odrobiny jedzenia, którą tam dostaję?
                  – Ta odrobina jedzenia to różnica między tobą a nami. A nie sądzisz, że po-
               magając kolegom, krzywdzisz innych?
                  – Wiem – starała się mówić mocnym głosem i zapanować nad rumieńcem
               wypływającym jej na policzki – i też mi to przeszkadza. Ale gdybym stamtąd
               odeszła, przyszłaby inna i pomagała swoim. Taki już jest system.
                  – Czyli według ciebie trzeba pogodzić się z systemem.
                  – Stworzył go Rumkowski i jego klika, a za nimi stoi Niemiec.
                  – I dlatego należy ten system przyjąć?
                  – Należy go wykorzystać do własnych celów. Musimy chronić nasze kadry,
               uświadomioną część ludności...
                  – A gdzie nasza odpowiedzialność za bezpartyjne masy w getcie? Bundowcy
               pomagają swoim, syjoniści swoim, a my naszym. A kto zatroszczy się o ogół,
               o większość? Czy należy ją pozostawić w rękach Rumkowskiego?
                  – Nie, do nas należy ją oświecić. Nie możemy zaspokoić jej potrzeb ani nawet
               potrzeb naszych własnych towarzyszy. Nie możemy zmienić systemu Rumkow-
               skiego. Jedyne, co możemy zrobić, to przeciągnąć masy na naszą stronę. Zarazić
         334   je naszą odwagą i pomóc im moralnie przetrwać ciężkie czasy.
   331   332   333   334   335   336   337   338   339   340   341