Page 316 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 316
Świetliste szparki jej oczu otworzyły się. W ich zielononiebieskim zdumieniu
zobaczył odbicie swoich własnych oczu. Coś się w nim załamało. Postawiła kubek
na piecu i położyła dłonie na jego barkach. Jej twarz była blisko, a odbicie jego
oczu w jej spojrzeniu stało się jeszcze wyraźniejsze. Jej całej teraz nie widział,
a jedynie usta, cienkie, ponętne i świeże. – Nie nalegam – pokazała mu blask
swoich drobnych zębów – ale rano musi pan zajrzeć do mojej kuchni. Proszę
zabrać duży kubek... – Zrzuciła z siebie płaszcz i objęła dłońmi stopy w mokrych
skarpetkach. Chciała, żeby już sobie poszedł, a i w nim wszystko rwało się do
ucieczki. Ale coś się z nim stało. Usiadł na jej łóżku, zanurzył głowę w obu dłoniach
i zaczął rozpaczliwie płakać – bez świadomości, zagubiony w otchłani. Zapomniał,
gdzie się znajduje i kim jest. Zapomniał o Esterze. Wszystko w nim zatraciło się
w gwałtownym, gorącym szlochu. Poczuł jej rękę na swojej głowie. – Proszę się
nie martwić – powiedziała łagodnie – idzie wiosna.
Jej głos nie docierał do niego. Zamiast tego usłyszał w sobie inny głos – swój
własny, który mu uświadamiał, że gdy tak siedzi tu z twarzą ukrytą w dłoniach, coś
się z nim dzieje, coś się w nim załamuje, pęka. Że to siedzenie i płakanie przed
nią jest znakiem końca, znakiem, że męka tych wszystkich lat – męka dawania
i nie otrzymywania niczego w zamian – w końcu go opuszcza. I przestraszył się
tego znaku. Nie, nie mógł żyć bez Estery, bez tego, kim była dla niego, nie teraz,
kiedy ojciec jest chory. Ale ona przecież była niewinna. O niczym nie wiedziała.
Powie jej, musi jej powiedzieć, że ją kocha. Nie dzisiaj, ale jutro rano, pojutrze, kiedy
będzie spokojniejszy. Poderwał się na nogi i nie patrząc na nią, wybiegł z pokoju.
*
Zatopiony w myślach Szolem nie zauważył szmeru, który przebiegł wśród
robotników stojących przy warsztatach. Uradowani biegali jeden do drugiego.
Nagle zorientował się, że koło niego stoi Motl, a jego oczy się śmieją: – Związek
Radziecki wypowiedział wojnę Niemcom! – Szolem zmarszczył brwi, starając się
zrozumieć to, co słyszy. – Wszyscy mówią… – promienne spojrzenie Motla było
niemal proszące – że gra dyplomatyczna się skończyła!
– Daj mi spokój z głupimi plotkami.
Motl wskazał na podnieconych robotników:
– Takiej wiadomości nie bierze się z powietrza.
Szolem lubił puszczać wodze fantazji, kiedy usłyszał jakąś pogłoskę. Ale
teraz nie miał na to nastroju, nie chciał bawić się iluzjami, więc popatrzył na
brata z politowaniem. Jednak z drugiej strony ze względu na Motla, który był
zagorzałym komunistą, pragnął, aby ta plotka okazała się prawdą.
Wianuszek robotników zebrał się dookoła nich. W resorcie godzina „haneczki”
314 była również godziną, w której rodziły się „kaczki”.