Page 311 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 311
Wtedy znowu zauważył Josiego i zatrzymał się przy nim.
– Przybywa cały wagon drewna! – zawołał do chłopca. – Zaraz za nim przy-
jedzie jeszcze drugi! – wysapał zachrypnięty Prezes – Poza tym jest jeszcze
zamówienie na trzy tysiące wojskowych mundurów… trzy tysiące wojskowych
czapek... siedemset par zimowych butów… tysiąc par butów letnich! 5
Josi był oszołomiony niespodziewaną wizytą, zaufaniem, z jakim Prezes
szczegółowo opowiadał mu o tych ważnych nowinach. Coś się w nim poruszyło,
aż musiał się uśmiechnąć do starszego człowieka. Tak, zgadzał się z nim. To było
dobre dla Żydów. I jak tylko się uśmiechnął, przestał czuć zażenowanie, które
ostatnio czuł w obecności Prezesa. Wiedział, że teraz nadszedł ten moment i łatwo
mu będzie poprosić. Więc jak dawniej mrugnął poufale do starego: – Niedługo
w getcie zabraknie rąk do pracy, panie Prezesie.
Prezes ucieszył się: – Tak, tak. Trzeba będzie uruchomić dwie zmiany, jedną
w dzień, drugą w nocy. A i to może okazać się niewystarczające.
Josi pochylił się ku niemu, jakby pochylał się do przyjaciela, któremu chce
dać dobrą radę. – Nie rozumiem pana, panie Prezesie. Wie pan, co może się
stać za parę dni? Może panu zabraknąć stolarzy. Tak, każdy stolarz będzie dla
pana na wagę złota… A tymczasem pozwala pan siedzieć w więzieniu trzem
pierwszorzędnym fachowcom!
Prezes natychmiast zrozumiał, o co chodzi. – Masz na myśli strajkowiczów?
– Sądzi pan, że zastąpi ich pan jakimś pierwszym lepszym, przyuczonym
rzemieślnikiem? Jeśli pan tak myśli, to się pan myli. Choćby pan przeszedł całe
getto, nie – nawet całą Polskę, nigdzie nie znajdzie pan takich jak oni!
Prezes szybko przekalkulował sprawę. Strach przed strajkami czy też działa-
czami partyjnymi wydawał mu się teraz śmieszny. W tym momencie nie powinien
myśleć o niczym innym niż o dobrych fachowcach, którzy siedzą w więzieniu,
zamiast stać przy warsztacie. Tak, ten żwawy młody stolarz wiedział, co mówi.
Klepnął go po bratersku po plecach. – Idę zadzwonić.
Chłopcu zrobiło się tak lekko na sercu, że aż musiał odłożyć młotek i usiąść
na skrzyni. Taka słabość z radości ogarnęła jego nogi, że niemal zemdlał.
Radość, że tak łatwo, tak szybko rozstrzygnęły się losy Motla, była upajająca,
niesamowita i wspaniała.
Później, w ciągu dnia, Prezes ponownie zatrzymał się przy Josim – ot tak, po
prostu, przechodząc obok. – Jesteś wciąż kawalerem, co? – zapytał.
Josi nie potrafił spojrzeć mu prosto w twarz. – Nie, panie Prezesie, wziąłem
ślub w getcie.
5 Od początku 1941 r. do getta napływały zamówienia zarówno od Wehrmachtu, jak i przedsiębior-
ców prywatnych. Powstawały nowe fabryki i warsztaty, w których żydowscy robotnicy produkowali
mundury, plecaki, buty dla wojska, ale też elegancką odzież, meble czy zabawki dla cywilnych nie-
mieckich odbiorców.
309