Page 313 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 313

ca do drzwi i od drzwi z powrotem do pieca. W ten sposób pilnowali się przez
                  majstrem Bermanem, który twierdził, że każdy, kto ogrzewa kubek, koncentruje
                  się bardziej na kubku niż na pracy. Był to ulubieniec komisarza Cukermana,
                  troszczący się o dobro fabryki.
                     Majster Berman to sama skóra i kości, a przy tym człowiek wysoki, jakby
                  wyciągnięty. Miał żółtawą twarz, która nosiła ślady przedwojennej pulchności
                  i całkiem innego kształtu. Dzisiaj ozdabiały ją luźne, obwisłe policzki, pod brodą
                  – luźny worek skóry okrywającej kiedyś podwójny podbródek. Oczy Bermana
                  były niczym dwie szczelinki w nadmuchanym balonie. Przed wojną człowiek ten
                  był właścicielem sklepu meblowego, dzięki czemu dorobił się teraz stanowiska
                  majstra stolarskiego.
                     Majster Berman nie pozwalał nikomu kraść i sam także nie kradł. Takim był
                  człowiekiem. Musiał wykonać sto procent roboty, która została mu powierzona,
                  a przy tym faktycznie miał baczenie na wszystko i wszystkich. Chociaż wyglądał
                  na słabego i wyczerpanego, poruszał się żwawo. Potrafił nagle pojawić się przed
                  pracownikami, tak szaleńczo krzycząc, że połowa hali trzęsła się ze strachu. Dla-
                  tego towarzystwo mściło się na nim. Nie przekazywano mu nowych informacji,
                  a majster Berman tęsknił za nowinkami, pragnąc, by robotnicy przyjęli go do
                  swego grona. Tak, płacił wysoką cenę za swoją wierność resortowi. Nie dość, że
                  chodził głodny i odrzucony, to jeszcze był samotny, ponieważ inni majstrzy również
                  nie chcieli się z nim przyjaźnić. Omijali go z daleka, kpili zeń, przezywając „gul,
                  gul”, co miało być aluzją do niegdysiejszego podwójnego podbródka.
                     Zbliżał się fajrant, więc podmajstrzy zaczęli swój obchód między warsztatami,
                  koncentrując wzrok na szklanych drzwiach, przez które majster Berman obserwo-
                  wał halę, i szepcząc: – Chłopcy, czas przygotować „haneczki”. – Tu i ówdzie któryś
                  z nich pochylał się nad jakimś robotnikiem, aby szepnąć mu do ucha: – Przygotuj
                  jedną dla mnie. – Nazwa „haneczka”, jaką określano porcję drewna i wiórów,
                  które robotnicy każdego dnia wynosili z resortu, w rzeczywistości pochodziła od
                  samych podmajstrzych. Ci bowiem, zobaczywszy stare meble przyniesione do
                  przeróbki, w których szufladach często znajdowano żydowskie gazety, sidury,
                          7
                  machzory , listy i fotografie, zaczęli wyobrażać sobie kobiety, które je czyściły
                  i o nie dbały, i zawsze przed rozebraniem mebla mawiali ze ściśniętym sercem:
                  „Popatrzcie no tylko, Ryfki, Haneczki...”
                     Teraz, dopóki majster Berman był zajęty podsumowywaniem produkcji,
                  można było spokojnie umieścić drewno w ubraniu i napełnić menażki wiórami.
                  Motl i Szolem pomagali sobie nawzajem załadować towar, a gdy się z tym upo-
                  rali, stali każdy na swoim miejscu i czekali na fajrant. Zazwyczaj zamieniali przy
                  tym kilka słów, mówiąc, co każdy z nich ma do zrobienia w wolnym czasie, który



                  7    Sidur – żydowski modlitewnik zawierający modlitwy na dni powszednie i na zwykły szabat; mach-
                     zor – modlitewnik z modlitwami na okres świąt.                    311
   308   309   310   311   312   313   314   315   316   317   318