Page 292 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 292

Rumkowskim, zapomniał o fabryce. Wszystko, co czuł, to były ich spojrzenia.
               Spojrzenia nienawiści, którą należało rozpuścić, pokonać. Był sam jeden. Samotny.
                  – Bracia! – zawołał i zaraz poczuł, jak dziwacznie to słowo pada na głowy tych,
               którzy stali u jego stop. – Robotnicy! – poprawił się, mobilizując w sercu całą
               swoją odwagę. – Stoję tu, przed wami, nie jako wasz wróg. Jestem Żydem z getta
               tak jak wy wszyscy i chcę, abyście mieli do mnie zaufanie i wysłuchali mnie, jak
               wysłuchuje się swojego! Uwierzcie mi, chodzi mi o wasze dobro! – Uwierzcie mi!
               Uwierzcie mi! – powtórzył kilka razy i przerwał. Był nie najlepszym mówcą. To,
               co chciał im powiedzieć, wyraził już swoim dukaniem. Coś jeszcze szumiało mu
               w głowie, zbitek frazesów, których nie mógł wypowiedzieć. Tak, dobrze wiedział,
               że w głowie ma słowa Prezesa. Ale nie podda się im. W tej właśnie chwili stał się
               dorosły i stanął na własnych nogach. Nagle zawołał: – Przeciw komu walczycie?
               Przeciw komu?! – Czy to był jego własny głos, czy też głos Prezesa?
                  Na jego zawołanie tłum zagotował się. Padła iskra i wybuchnął ogień:
                  – Przeciw Rumkowskiemu!
                  – Przeciw wam, pijawki, które wysysacie naszą krew!
                  – Nie chcemy być podwójnie zniewoleni!
                  – Dlaczego nie odbiera się talonów grubym rybom, a tylko nas okrada się
               z naszych kawałków dodatkowego chleba?!
                  – Jesteśmy głodni! Żądamy lepszych zup!
                  – Precz z gettową arystokracją! Precz z bandą Rumkowskiego! 3
                  – Chcemy, żeby Prezes przyjął naszych delegatów!
                  Samuel podniósł obie ręce: – Cisza! – zagrzmiał, czując, jak pogrąża się
               coraz głębiej i głębiej.
                  Nikt go nie słuchał. Hałas wypełniał jego uszy wraz z orkiestrą dźwięczących
               menażek. Surowe, czerwone, wykrzywione twarze, niczym gęby w koszmarze,
               rwały się ku niemu, naprzód, aby go połknąć.
                  Kierownicy wydziałów przyszli mu z pomocą. Kilku z nich wdarło się na skrzynię,
               na której stał Samuel, po czym również oni zaczęli krzyczeć i grozić pięściami
               skierowanymi przeciw pięściom tłumu. Aż na środku sali, na ramionach swoich
               obu braci, wyrósł Isroel, najstarszy syn Iciego Meira Stolarza, który, jak widać,
               zrezygnował z czekania pod drzwiami Rumkowskiego.
                  Jak tylko ukazał się ponad wszystkimi głowami, w sali zrobiło się cicho. Blada,
               zawzięta twarz Isroela, zaciśnięte usta, jasne, mądre oczy przyciągnęły do siebie
               spojrzenia robotników. Nie podnosił pięści. Nie krzyczał. Kierownicy wydziałów
               stojący dookoła Samuela jak zahipnotyzowani powoli opuszczali ręce i milkli.


               3    Faktycznie demonstracje w łódzkim getcie były skierowane nie przeciwko Niemcom, ale przeciwko
                  Rumkowskiemu i jego współpracownikom. Domagano się podwyżek płac i wypłaty części zarob-
                  ków w produktach, dodatkowych zup poza kartami żywnościowymi, ale także wprowadzenia kon-
                  troli społecznej nad działalnością gminy, rozpuszczenia policji i zniesienia specjalnych przydzia-
         290      łów żywności dla wybranych.
   287   288   289   290   291   292   293   294   295   296   297