Page 290 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 290

i nigdy nie mógł najeść się nim do syta, jakby mięso, które przeżuwał, było tylko
               przystawką podrażniającą jego apetyt.
                  Wokół niego tłum ludzi pchał się do plakatu. Kobiety i mężczyźni trzymali ołówki
               w zmarzniętych dłoniach i na kawałkach papieru przepisywali, słowo po słowie,
               cały tekst. Dyktowano sobie wzajemnie, ile deko cukru, ile gramów koniny, ile
               masła – i porównywano to z przydziałem sprzed miesiąca, dwóch. Dzieci, które
               stały obok, jak eksperci poprawiały błędy dorosłych. Lepiej pamiętały wagę i miarę
               produktów przydzielonych miesiąc czy dwa wcześniej. A dorośli przysłuchiwali
               się im z respektem. Nikt nie czytał plakatu wiszącego obok, który przestrzegał,
               że getto powinno zachowywać się jak należy, nie powodując niepokoju.
                  Ledwo Samuel znalazł to, czego szukał, gdy wokół niego zrobiło się zamieszanie.
               Tłum napierał z głębi ulicy – czarna masa rozgorączkowanych, rozczochranych kobiet
               z dziećmi na rękach, z przodu, przed nimi, za nimi i wokół nich. Pięści wznosiły się
                                   1
               w powietrzu: „Głodujemy!”  Kobiety wymachiwały przed twarzami policjantów, którzy
               z pałkami w rękach przeganiali je ze wszystkich stron. Z wielkim trudem Samuel
               zdołał przebić się przez masę ludzi, przyspieszając kroku. Wiedział, że zostawia
               za sobą te okrzyki, aby iść na spotkanie innym. Tym razem skierowanym przeciw
               niemu. Zanim zdołał wejść na podwórze resortu, wciąż jeszcze miał w głowie ostat-
               nią myśl: jak dobrze Niemiec wszystko zaplanował, aby upodobnić Żydów do zmór,
               którymi według niemieckiej propagandy byli. Jak łatwo, bez wyrzutów sumienia,
               będzie można się z nich naigrawać. Żydzi przestaną być ludźmi i staną się sta-
               dami głodujących szczurów – a zabijanie szczurów to przecież dobry uczynek.
                  Na podwórzu resortu zauważył grupki szepczących robotników. Ich spojrzenia
               uciekały w bok, przebiegały przestrzeń podwórza, jakby szukając ucieczki. Na
               zaśnieżonej sztachecie płotu siedziała wrona. Samuelowi wydało się dziwne,
               że nie nosi żółtej łaty. Przyszło mu do głowy, że czarna wrona czasami bywa
               mądrzejsza i więcej wie niż każdy Żyd w getcie. Nie przyszła tu szukać jedzenia.
               Przybyła, aby ostrzec Żydów, by nie występowali przeciwko sobie. Ponieważ
               wrona wie, jaki wyrok został wydany na getto. Ponieważ podsłuchuje pod okna-
               mi na Hermann-Goering-Strasse, gdzie listy z Berlina leżą na nowoczesnych
               stołach, gdzie dyskutuje się, jak trzymać getto w ryzach, jak oślepić oczy jego
               mieszkańców, jak podburzyć jednego przeciw drugiemu zgodnie z zasadą divide
                       2
               et impera  – aby nie zauważyli, co się naprawdę z nimi dzieje. Czyż Niemcy nie
               powtarzali często, że „Żydzi ugotują się we własnym sosie”? Czyż Niemcy nie
               byli najlepszymi psychologami nowoczesnego świata?



               1    Strajki i demonstracje zaczęły się w getcie jesienią 1940 r. Dopiero jednak w grudniu i styczniu
                  1941 r. ludzie zaczęli wychodzić na ulice. Początkowo protestowały głównie kobiety z dziećmi,
                  żądały chleba i opału, potem rozpoczęły się strajki w resortach, najgłośniejszy był strajk stolarzy,
                  który Rosenfarb opisuje bardzo wiernie.
         288   2     Dziel i rządź (łac.).
   285   286   287   288   289   290   291   292   293   294   295