Page 291 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 291
*
Ktoś jeszcze obserwował tę samą wronę, snując przy tym swoje rozważa-
nia – był to Szolem, syn Iciego Meira Stolarza, który pracował w tym samym
resorcie. Stał oparty o przewróconą skrzynkę i czekał na swojego brata Motla,
który poszedł z delegacją do innych resortów, aby zobaczyć, jak wyglądają tam
przygotowania do strajku.
Szolem zastanawiał się, czy wrona przybyła polatać w getcie, czy jest jed-
ną z tego stada, które mieszka w wieży kościoła Najświętszej Maryi Panny.
A przede wszystkim bawił się myślą, niemal genialnym pomysłem – wydawało
mu się, że jego ojciec Icie Meir stanąłby na nogi, gdyby codziennie jadał roso-
łek ugotowany na wronim mięsie, zagryzając przy tym kawałeczkiem nóżki.
O, gdyby tak dało się codziennie złapać takie czarne ptaszysko! – Szolem czuł,
jak tężeją w nim wnętrzności, zupełnie tak samo, jak stężałe i zmarznięte stały
się jego ręce i nogi. O ile mógł wytrzymać zewnętrzny chłód, który dokuczał ciału,
o tyle jednak ten wewnętrzny zalazł mu za skórę – palił i kłuł w zimnej pustce
kiszek.
Usłyszał pozdrowienie Samuela, ale wewnętrzna sztywność nie pozwoliła
mu odpowiedzieć. Samuel szukał zachęty w twarzy chłopca: – Czemu tak stoisz
na zewnątrz?
– Strajk ma się zacząć, panie komisarzu! – Szolem wydusił samymi ustami,
a podkreślając każde słowo, również chciał zaznaczyć, że w tej chwili oni obaj nie
mają ze sobą nic wspólnego, bo ani nie są sąsiadami, ani dobrymi przyjaciółmi.
Samuel ruszył biegiem do biura. Wrona na płocie drgnęła i rozpostarła skrzy-
dła. Jeśli przybyła ostrzec, to nikt nie usłyszał jej przestrogi. Z pogardą upuściła
coś za sobą i wzniosła się w górę.
Na podwórzu pojawiła się grupa delegatów. – Wszystko strajkuje! – Motl
poinformował Szolema.
– Widziałeś Isroela? – Szolem zapytał o najstarszego brata.
Motl wypluł ślinę przez zęby. – Gdzie miałem go widzieć? On wciąż stoi pod
drzwiami starego. Idioci to całe kierownictwo, wciąż żebrzą o audiencję, a Prezes
nie chce na nich patrzeć. – Weszli do budynku fabryki. Niezwykła cisza wydała
się Szolemowi dziwna. Czy faktycznie wszystkie maszyny stały, czy też nagle
zatkały mu się uszy? Przeszli przez puste sale i dotarli do hali, gdzie miał się
odbywać mityng. Hala była pełna. – Wszystkie resorty strajkują, towarzysze! –
Motl zawołał do tłumu. Nie odpowiedział mu ani jeden gorączkowy okrzyk. Blade,
żółtozielone twarze odpowiedziały mu zajadłym uporem w spojrzeniach. Wokół
było straszliwie cicho, jedynie tu i ówdzie puste menażki brzęczały dziwacznie.
I nagle, nieoczekiwanie, na skrzynię-trybunę wskoczył komisarz Samuel
Cukerman. Stał tam na podwyższeniu, bezbronny wobec setek spojrzeń peł-
nych jadu, które przeszywały go na wylot. W tej chwili zapomniał o prezesie 289