Page 276 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 276

chuda. Aber Augen hat das… Gott im Himmel!  – Prezes opuścił głowę. Gdy
                                                       21
               przeprowadzał transakcje z Herr Schattenem, nie lubił patrzeć mu w oczy. – A że
               jest ein bisschen zu mager, werden Sie Freude haben…  Zapewniam – śmiejąc
                                                             22
               się, młodzieniec poklepał się pięścią po sercu. – Sam bym ją wziął – przeszedł
               na czysty łódzki jidysz, którego zdążył się nauczyć w getcie – ale wie pan, panie
               Prezesie, nie mam w zwyczaju dostarczać panu używanego towaru… Czeka na
               zewnątrz, biedne dziecko.
                  Prezes nie był akurat w nastroju romantycznym. Nie był zmęczony, ale wy-
               poczęta głowa chętniej brała się za robotę i myślenie. Miał tyle spraw, którymi
               powinien się jutro zająć. Jednakże myśl o drżącym na zewnątrz z powodu mrozu
               dziewczęcym ciele rozpaliła go.
                  Herr Schatten wesoło wyskoczył z pokoju. Prezes ledwo zdążył uporządkować
               myśli i doprowadzić się do porządku, gdy chłopak był już z powrotem. – Goto-
               we! – wyszeptał. Zapiął marynarkę, poprawił krawat, owinął szyję jedwabnym
               szalikiem i podał Prezesowi rękę: – Droga wolna. „Cerber” jest w kuchni, a ja już
               biegnę. Niech pan idzie, panie Prezesie, to dobre na Zirkulation . Smacznego!
                                                                    23

                                                 *



                  Na łóżku siedziała chuda, skulona postać, która raczej przypominała starusz-
               kę niż młodą dziewczynę. Jej ciało owinięte było cienkim płaszczykiem, głowa
               okryta baszłykiem. Coś jedwabiście złotego błyszczało spod niego i wiło się po
               jej plecach dwoma cienkimi pasmami: dwa warkocze – jedyny jaśniejszy element
               w całej postaci. To do nich ciągnął wzrok Prezesa.
                  Nieruchoma figura zatrzęsła się i poderwała na nogi. Para oczu, dużych,
               głębokich, zajaśniała na widok Prezesa. Wydawały się przysłaniać całą twarz.
               Od razu je rozpoznał. Nie wiedział tylko, do kogo należą. Wszystkimi zmysłami
               czuł, że kiedyś już tak na niego patrzyły – przestraszone, proszące, przygnębione.
                  Naraz doskoczył do niej i zerwał baszłyk z jej głowy. Tak, znał te długie, jedwa-
               biste warkocze. Przysunął twarz ku niej. – Jak się nazywasz? – Nie odpowiedziała,
               tylko zacisnęła wargi i ściągnęła zapadłe policzki. Jej barki zadrżały i pozwoliły
               osunąć się lekkiemu płaszczykowi. Gdy stała tak przed nim i cała się trzęsła,
               dosłyszał dzwonienie zębów dochodzące zza zaciśniętych ust. Tak, była za chuda
               – nawet dla niego. Przez lekkie fałdy sukienki widział kontury jej kościstego ciała.



               21    Ale oczy to to ma… Boże drogi! (niem.).
               22    Trochę za chuda, będzie miał Pan satysfakcję… (niem.).
         274   23    Krążenie (niem.).
   271   272   273   274   275   276   277   278   279   280   281