Page 267 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 267
baty! – zawołał w kierunku kuchni, a gospodyni pojawiła się wraz z posrebrzaną
tacą, jakby czekała z nią za drzwiami. Mordechaj Chaim odetchnął głęboko
aromatem herbaty. Chwycił wykałaczkę, zamyślił się, czyszcząc zęby, po czym
wskazał nią na obraz stojący pod ścianą. Skierował wykałaczkę ku głowom
znajdującym się w tle malunku: – Oni nie doceniają. Zawracanie głowy. Dzień
i noc słyszysz tylko wrzaski i utyskiwania.
Józef też skierował wzrok na obraz. – A jednak obdarzają cię prezentami…
Portretami.
– Wielkie mi podarunki. Ten tu obraz kosztował mnie dwa chleby.
– Niedrogo. Po wojnie będzie kosztował tysiące. Będziesz wisiał w muzeach.
– Ech, wiesz co, prawda jest taka, że nie mogą na mnie patrzeć. Sądzisz,
że tego nie czuję? Każdego z nich zżera nienawiść do mnie, od prominen-
tów po żebraków. Jakbym to ja ich sprowadził do getta albo wywołał wojnę.
Josefie, posłuchaj. Wyznam ci sekret. Czasami zbiera mi się na wymioty od
tego całego narodu, pożal się Boże. Od ich pretensji, myślenia, nieokrzesania,
kłamstw i fałszu, od tego jarmarku, który tu się odbywa. Obym tak zdrów był,
jak czasem się wstydzę, że jestem Żydem, jak brzydzę się sobą. Słyszysz? –
Grymas obrzydzenia malował się na jego twarzy. Przysunął filiżankę herbaty.
Po pierwszym łyku jęknął. Twarz znowu się wygładziła. Kolejny jęk świadczył
już o satysfakcji: – Ale z drugiej strony, mówiąc między nami, kim byłbym bez
nich i jaki sens miałoby moje życie? Że zostało się skazanym na bycie Żydem,
nie trzeba mówić… Godne to też politowania. A jednak się męczą. Trzeba im
pomóc. Trzeba pokierować nimi jak zagubionym stadem. – Jego oczy, ukryte
za parą z herbaty, melancholijnie wlepiły się w zamglone, zasnute parą oczy
brata. – Mamy wszak więcej rozumu w jednym paznokciu niż szwab od głowy do
stóp.
Józef zgodził się chętnie i wesoło pokiwał głową. Kolacja dobiegła końca,
uwolnił się z wiszącej pod szyją serwetki. Pomału, spokojnie podszedł do sofy
pod oknem, a Mordechaj Chaim miał czas przyjrzeć się długim nogom brata
przybranym w wysokie buty, tak silnie, męsko podkreślające jego muskularne
łydki. Mordechaj Chaim próbował sobie wyobrazić, jakby sam wyglądał w takich
buciorach. Dzięki nim byłby wyższy. Ale nie, nie zajmował się takimi sprawami.
To do niego nie pasowało. Wyglądałby śmiesznie. To zaś zarówno drażniło
go, jak i napawało dumą. Postanowił jednak zamówić sobie parę wysokich
butów.
– Teraz naprawdę Anglia jest sama – odezwał się Józef. Przyszedł
czas na rozmowy o polityce. – Francja sprzymierzyła się z Hitlerem. Bel-
gia skapitulowała. Ale Niemcy stracili około trzech tysięcy samolotów,
a to znaczy, że Hitler nie ma czym gwizdać. Anglia wciąż jest mocna jak
ze stali.
– Zdaj się na Hitlera – przerwał mu Chaim.
265