Page 223 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 223

– To czego ode mnie chcesz?
                     – Niczego. Niczego od ciebie nie chcę. Nie potrafisz sobie tego wyobrazić? –
                  mierzyli się wzrokiem, aż Adam czuł rodzaj dziwnej przewagi nad przyjacielem:
                  – Co się z tobą stało, Cukerman? Zapomniałeś, że przyjaźń nie polega tylko na
                  oddawaniu przysług? – pokręcił głową z niechęcią, lekceważąco. – Chcę z tobą
                  trochę pogadać… Po prostu pogadać, jak człowiek z człowiekiem… Brat z bratem.
                     Samuel poddawał się: – O czym chcesz porozmawiać?
                     Tu Adama dopadało zmęczenie wywołane długim oczekiwaniem, daremnym
                  staraniem, aby stworzyć atmosferę, nawiązać kontakt z byłym już chyba przyja-
                  cielem. Odstępował od Samuela, opierał się o łóżko i patrzył na gościa okrąg-
                  łymi, smutnymi oczyma, z głową pochyloną ku klatce piersiowej. Upodabniał
                  się wówczas do swojej wiernej Suni: – Co się ze mną stanie? – jęk wyrywał się
                  z jego ust. – Świat robi się dla mnie za ciasny. Takie bezsensowne to życie… Ta
                  odrobina pieniędzy przecieknie przez palce… Nadejdzie mój kres. Oj, Samuelu!
                  – ponownie wzdychał. – Gdybyś wiedział, przez co przechodzę. Tak, tak, obce ci
                  jest takie uczucie. Napada nagle. Chwyta za gardło i wówczas wydaje ci się, że
                  rzucasz się w rękach strasznego potwora. Taki strach, że aż serce staje… Czuję
                  wówczas śmierć, słyszysz? Jakby Anioł Śmierci machał nade mną skrzydłami.
                  Nie mogę znaleźć dla siebie miejsca, chcę uciec przed sobą samym. Czuję, jak
                  opuszcza mnie rozum, jak przestaję jasno myśleć. Nie masz pojęcia…
                     Samuel patrzył na niego zimnym wzrokiem: – Weź się do jakiejś pracy.
                     Adam nie odpowiadał, jakby nie usłyszał: – Gdybyś wiedział, co znaczy wstawać
                  rano i nie wiedzieć, po co. Gdybyś wiedział, jak wygląda długi dzień człowieka,
                  gdy wskazówki zegara przesuwają się leniwie, gdy ciągną się ołowiane godziny,
                  bez sensu, bez celu…
                     – Weź się do pracy! – Samuel nie potrafił już powstrzymać irytacji, więc wstał.
                     Adam przyglądał mu się wzrokiem Suni, kręcił głową wciąż pochłonięty uża-
                  laniem się nad sobą. W końcu słowa Samuela docierały do niego i trzeźwiał: –
                  Zostać majstrem u ciebie w fabryce? To nada sens mojemu życiu?
                     – Szukasz sensu w życiu w getcie? – Samuel otwarcie wpadł w gniew. – Je-
                  dynym jego sensem jest przetrwanie wojny! – W tym momencie stawał przed
                  Adamem i patrzył w jego ciemne oczy, w których płonął nieznany, nowy ognik.
                  – A jaki sens miało twoje życie przed wojną? I moje życie, może mi powiesz?
                  Trzymaliśmy tysiące na kontach bankowych. Żarliśmy, chlaliśmy, wygłaszaliśmy
                  piękne mowy, prowadziliśmy inteligentne konwersacje i obrzucaliśmy się fraze-
                  sami, które ledwie dotykały powierzchni duszy. Jeśli chcesz wiedzieć, potrzebo-
                  waliśmy tego getta. To dobra szkoła… Droga szkoła! – Samuel machał palcem
                  przed twarzą Adama. – Weź się do pracy, Rozenberg. Bodajbyś zamiatał ulice.
                  Śmieci wywoził. Ale pracuj! Nie mówiąc już o tym, co nam to da, może nam
                  pomóc ustrzec się zgnilizny. Praca nie służy tylko zarabianiu pieniędzy i złota.
                  Praca może nas zbawić nie tylko w sensie fizycznym… Słyszysz, co do ciebie
                  mówię?                                                               221
   218   219   220   221   222   223   224   225   226   227   228