Page 222 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 222
on. Ten krzyk i złość okazywały się prawdziwym wyrazem jego potęgi, pewności, iż
rzeczywiście jest panem domu. Ponieważ tylko prawdziwy gospodarz, który dzierży
w dłoni chleb pozostałych, a więc i ich życie, potrafi i może wszczynać taki raban.
Szacunek Rejzli wobec Samuela rósł w takich chwilach do stopnia przed wojną
nieosiąganego. Wybuchy gniewu były krótkie i rzadkie, ale wystarczały, by natchnąć
domowników ostrożną obawą i poważaniem. Gdy tylko na schodach dawały się
słyszeć wysokie buty szychy, cały dom wpadał w stan pokornego oczekiwania.
Pan Adam również dostrzegł to mimowolnie, chociaż wciąż rozmawiał z Sa-
muelem jak równy z równym. Dobrze wiedział, że Samuel go przerósł, więcej:
że na swój sposób dzierży w dłoni jego, Adama, los. Więc chociaż nie lubił go
i darzył podobną wzgardą jak przed wojną, jednocześnie dużo bardziej niż kiedyś
potrzebował człowieka, którego nazywał przyjacielem. Był świadom, że tylko
dzięki Samuelowi przeżyje wojnę.
Samuel przychodził do niego niechętnie. Nie miał dawnej cierpliwości, obec-
ność Adama w domu była mu nie w smak. Samuel planował przenieść się z rodzi-
ną do innego mieszkania, żeby mu tak nie patrzono na ręce. Czuł się zmęczony
niepewnością, czy Adam znów nie odkryje skrytki na radio w opuszczonej piw-
nicy domu. Tak, Samuel chciał swobodnie korzystać z życia, które właśnie się
zaczęło, i wciąż wyrzucał sobie z goryczą, że odkłada ów krok z dnia na dzień,
z miesiąca na miesiąc.
Gdy Adam słyszał za drzwiami kroki Samuela, szybko wyjmował paczuszkę
cygar i trzymając je w dłoni, przyjmował gościa. Chwytał nerwowo Samuela za
rękaw, przyciągał do jedynego fotela i sadzając przyjaciela na miękkim posłaniu,
częstował go:
– Proszę, i ty spróbuj smaku życia – poufale wciskał cygaro w usta Samuela.
Jednak Samuel od dawna odwykł od palenia cygar i odpychał rękę Adama.
– Ile razy mam ci mówić? Nie palę cygar.
Adam nie dawał za wygraną: – Nie gadaj głupstw. Nie ma nic lepszego niż
cygaro po dobrym posiłku.
Niechęć Samuela wypływała na powierzchnię: – Czego ode mnie chcesz?
Wówczas Adam wyjmował cygaro z ust Samuela i sam zapalał. Samuel ob-
serwował go poirytowany, roztargniony. Wiedział, co teraz nastąpi.
– Jak ci idzie? – Adam z udawaną troską spoglądał w oczy Samuela. – Ilu
ludzi masz teraz pod sobą? – Jego głos brzmiał przymilnie, czułostkowo.
Samuel czym prędzej chciał dotrzeć do sedna: – Wciąż mogę wziąć cię na
majstra.
Na pobladłe policzki Adama wstępował rumieniec: – Sądzisz, że powinieneś
bez przerwy podkreślać swoją wyższość nade mną? – Jego zazdrość, tak skrzętnie
ukrywana, wychodziła na jaw w zmienionym tonie głosu.
– Wiesz, że nie mam władzy ustanawiania kierowników – ciągnął Samuel.
– To leży w gestii Starego. Nawet mistrza nie będzie mi łatwo z ciebie zrobić.
220 Rumieniec na twarzy Adama purpurowiał, ciemniał: – Na razie mogę żyć bez szefa.