Page 221 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 221

ucztami, obsługiwała gości w każdy poniedziałek i czwartek. Tak czy owak, nie
                  miała dla kogo się stroić. Wszelako w getcie sytuacja uległa zmianie. Były przecież
                  kobiety z podwórka, te z ulicy, i te z podwórza jej sióstr, dokąd chadzała w odru-
                  chu serca. Miała więc już dla kogo. Poza tym za jedną rację chleba można było
                  w getcie zdobyć najpiękniejszą sukienkę, w dodatku z kapeluszem.
                     Zatem zaczęła się stroić. Kupowała sukienki u podupadłych bogaczy – najde-
                  likatniejsze tkaniny, krzykliwe kolory. A gdy „wskoczyła” w taką zdobycz, dodała
                  kapelusz i torebkę, to przejrzawszy się w lustrze, dochodziła do wniosku, że za
                  żadne pieniądze nie dałaby sobie pięćdziesięciu pięciu lat. Najwyżej czterdziest-
                  kę, może z lekkim okładem. Stojąc tak wystrojona nierzadko nabierała ochoty
                  na coś, co sama poczytywała za szaleństwo, lecz co było silniejsze od niej.
                  Mianowicie – planowała wziąć ślub. Nie wątpiła, że z jej pozycją i pracą, której
                  pozazdrościłoby wiele dawnych arystokratek, znalazłaby porządnego męża.
                  Inteligenta, mówiącego po polsku, oczytanego. Myślała, że mogłaby wówczas
                  znowu pracować tylko dla Cukermanów (gdyż rozeznawała się w kolejach losu),
                  a także uzyskać u Samuela wysokie stanowisko dla swojego wybranka – pracę
                  biurową, a może nawet buchalterię. I tak dosłownie z dnia na dzień stałaby się
                  „lepsza”, weszłaby do klasy wyższej. Tak, w naturze getta leżało rozdmuchiwanie
                  ludzkich fantazji, karmienie marzeniami, o których niegdyś nawet nie mieliby
                  śmiałości śnić.
                     Rejzl nie dawała się zwieść zachmurzonemu obliczu Matyldy, gorzkim słowom,
                  wyrzutom i wiecznym utyskiwaniom na Samuela i córki. Kucharka widziała
                  wyraźnie, że Samuel zyskuje na znaczeniu przerastającym nawet jego znaczenie
                  sprzed wojny. Znaki tej wielkości dostrzegała nie tylko w workach ziemniaków
                  i mąki, cukru i kaszy, które z największą ostrożnością przynoszono do jego sypial-
                  ni, ale i w wyglądzie Matyldy. Ponieważ Matylda, która zawsze miała skłonność
                  do tycia, w ostatnim czasie rzeczywiście przybrała na wadze. Jej ciało rozrosło
                  się, a ponieważ nie była zbyt wysoka, nie nosiła teraz gorsetów i chodziła zanie-
                  dbana, wyglądała jak chodząca beczułka. Jej twarz, szeroka i okrągła, uzyskała
                  drugi podbródek, który zlewał się z tęgimi fałdami szyi. To zaś, co u mężczyzn
                  było podbródkiem, u niej przypominało na poły zaokrągloną zmarszczkę, która
                  oddzielała szyję od twarzy. Jej rysy utraciły delikatny, szlachetny wyraz i nawet
                  oczy błyszczały inaczej. Biło z nich łzawe rozdrażnienie. Postarzała się o całe
                  lata. Ale właśnie ten jej wygląd przekonywał Rejzlę, że człowiek w getcie nie może
                  tak wyglądać z powodu zgryzot.
                     Także wygląd i zachowanie Samuela świadczyły w oczach Rejzli o szacowności.
                  Pozostał szczupły i rosły jak dawniej, jego plecy pochyliły się jednak, a czarne
                  jak smoła włosy przerzedziły. Wciąż nosił wysokie buty, z nimi zaś związany
                  był specjalny krok, taki rodzaj chodzenia po domu, który rozdeptywał wszelką
                  wątpliwość. Do tego zrobił się beztroski i wesoły jak kiedyś. Od czasu do czasu
                  pojawiała się chwila zdenerwowania, gdy zaczynał krzyczeć i złościć się, tak że
                  Rejzl, trzymając ucho przy zamkniętych drzwiach, dziwiła się, czy to rzeczywiście   219
   216   217   218   219   220   221   222   223   224   225   226