Page 182 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 182

chudego młodzieńca. Twarze były złe i napięte. Wyglądało to tak, jakby miano za
               chwilę śpiewaka ukamienować. Ale w uszach tłumu dźwięczała już pieśń, w oczach
               wzbierały płomienie. Śpiewak na nowo potoczył wzrokiem po słuchaczach, pod-
               niósł przeciw nim obie ręce, jakby chciał się bronić, i powtórzył refren:

                  – Oj, oj, I najmądrzejszy zgłupieje w mig!

                  Dziecko na barkach ojca roześmiało się. Był to sygnał dla pozostałych, bowiem
               twarze wygładziły się i ze wszystkich stron rozległ się cichy chichot. Buzia chłopca
               pojaśniała. Na jego ustach rozbłysnął szeroki uśmiech. Z wdzięcznością ukazał
               tłumowi cały garnitur drobnych, zepsutych zębów. Znów wytarł wargi rękawem,
               jakby chciał dać znać, że piosenka dobiegła końca. Przesunął czapeczkę na
               bakier, podrapał się po wygolonej głowie i wskazując palcem wóz strażacki, na
               którym stał, zaniósł się nową melodią:

                  Mam ci wujka, zwie się Lejml,
                  To kierownik całej straży.
                  Ruszać rusza się jak wielbłąd…
                  Pożar gasi jedną flaszką.

                  Tłum zdążył już poznać otyłego, krótkonogiego i czerwononosego komendanta
               straży pożarnej, nie mógł się więc powstrzymać i wybuchł chóralnym śmiechem.
               Wyglądało to tak, jakby wszystkim nagle ulżyło. Twarze, jeszcze przed chwilą
               zmarszczone gniewem, teraz wykrzywiały się w radosnym chichocie i parska-
               niu. Zaczęto bić brawo, a grupa otaczająca wóz powiększyła się. Nieco dalej na
               podwórzu wciąż w oburzeniu podnoszono pięści – ale tu, w tym zakątku, głód
               został na chwilę zapomniany.
                  Tylko na chwilę. Śpiewak w samym środku kupletu podniósł buzię, skierował
               wzrok na sąsiednie podwórko i przerwał śpiew. Gdy tylko przestał śpiewać,
               wszystkie twarze spojrzały w tę samą stronę. Wokół wozu i na całym ciasno
               zapchanym podwórzu zrobiło się cicho.
                  Na pierwszym piętrze kamienicy, która stała pomiędzy podwórzami, otworzyło
               się okienko. Pojawiła się w nim figura, czy może lepiej głowa, ponieważ ciało
               pozostawało niewidoczne. Zacierała je ciemność wewnątrz budynku. Dawało
               się za to dostrzec dwie pięści wystające po obu stronach głowy, wyciągnięte
               w kierunku tłumu.
                  Icie Meir Stolarz zaczął swoją przemowę do głodujących.



                                                 *

         180
   177   178   179   180   181   182   183   184   185   186   187