Page 186 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 186

Icie Meir akurat dobrze usłyszał dobiegające zza pleców słowo „wsadzić”.
               Krzyknął do synów: – Jojsef, Szolem, Motl, matka mdleje! – Widząc, jak chłopcy
               zrywają się z miejsca i znikają, uspokojony podniósł głowę ku wzburzonemu
               tłumowi: – Nie pozwólcie, aby was przegonili! Żądamy Prezesa!
                  To była ostatnia rzecz, jaką powiedział. Poczuł mocne uderzenie w plecy. Był
               to pierwszy cios zadany przez Mietka mieszkańcowi getta, a jednak był celny.
               Icie Meir poczuł ucisk w sercu. Obiema rękami chwycił się cegieł pod oknem.
               Zakręciło mu się w głowie. Poczuł obejmującą go Szejnę Pesię. Chlusnęła mu
               wodą w twarz i odciągnęła od okienka. Zszedłszy po schodach, zdążył jeszcze
               zauważyć, jak Szolem i Josi wyrównują rachunki z policjantem. Były to ostatnie
               ciosy, jakie Mietek jako policjant otrzymał od mieszkańców getta.
                  Motl, komunista, najstarszy spośród nieżonatych synów, stanął na miejscu
               ojca przy okienku. Icie Meir, leżąc na swoim wygodnym łóżku odziedziczonym
               po nauczycielu Mermlsztejnie, przysłuchiwał się jego głosowi. Otrzymany cios
               nie liczył się w ogóle. Czuł się dobrze.
                  Po Motlu mówili jeszcze inni. Policjanci nie mogli sobie dać rady z rozgoryczoną
               masą. Odczekali, aż ludzie się zmęczą i sami zaczną rozchodzić. Komendant
               policji zniknął gdzieś, widocznie pobiegł do Prezesa naradzić się i przyjąć rozka-
               zy. Tłum uniesiony patosem i pewny siebie, nie zamierzał opuszczać podwórza.
               Lepiej było się trzymać razem. Czekano na Prezesa. Ktoś przyniósł wieść, że
               nadejdzie on dokładnie za dziesięć minut. Minęło pół godziny i kolejne pół. Było
               już późno, a Prezes się nie pojawił.
                  Zamiast niego zajechał w końcu do bramy zielony, wojskowy samochód. Wy-
               skoczyło czterech Niemców z karabinami w rękach . Tłum zamarł, skamieniał.
                                                         12
               Po chwili ludzie rozbiegli się we wszystkich kierunkach – do wszystkich szpar
               i dziur, zwłaszcza zaś na sąsiednie podwórko. Rozległ się strzał. Czterech Niemców
               wróciło do auta. Wkrótce samochód zahuczał i zniknął. Wszystko stało się tak
               szybko, że mogło się wydawać, iż była to tylko halucynacja przerażonego tłumu.
               Ale pośrodku pustego podwórza w kałuży krwi leżał zabity. Okienko na pierwszym
               piętrze – puste i ciemne – spoglądało na niego niczym oko zza czarnego okularu.


                                                 *







               12    Wśród pierwszych buntowników w getcie byli tzw. „mocni”, którzy mieli kontakt z półświatkiem
                  i chcieli zaprowadzić w getcie swoje porządki. Rumkowskiemu udało się ich uspokoić, werbując
                  do policji i dając posady. Wrześniowe demonstracje były organizowane przeciwko Przełożonemu
                  Starszeństwa Żydów przez różne ugrupowania polityczne, także przez działaczy Bundu. Z relacji
         184      świadków wynika, że policja niemiecka rozpędziła tłum, używając broni.
   181   182   183   184   185   186   187   188   189   190   191