Page 175 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 175

do powszedniości uwagą czy słowem. Bunim chciał, aby tutaj zwierzę w nim
                  zamilkło choć na moment.
                     W końcu podano herbatę i Bunim odzyskał odwagę. Zaproponował poetce,
                  by przeczytała coś ze swojego tomiku.
                     Czytała cichym, nabożnym głosem, szepcząc słowo za słowem. Im cichszy
                  stawał się jej głos, tym bardziej wzruszenie wzbierało w nim samym – w Bu-
                  nimie. Czytała wiersze o szabatach spędzanych w domu, u mamy, a wówczas
                  widział swój własny dom, rodziców, siostry – nie tak, jak wyglądali teraz, po
                  swoim powrocie do getta, lecz tak, jak wyglądali tam, w Łęczycy. Słyszał pełne
                  miłości głosy: „Bunimku… Bunimku…”. Czasami był to głos matki, czasem
                  którejś z sióstr. Patrzono na niego z oczekiwaniem i nadzieją. Poczucie winy
                  zaczęło go aż dławić. Nie winy przeszłej, choćby z powodu opuszczenia domu
                  rodziców, ale tej aktualnej. Tak, zaglądał do nich na Fajferówkę , gdzie znaleźli
                                                                       5
                  mieszkanie, ponieważ podwórze przy Lutomierskiej było już przepełnione.
                  W Pesach poszedł nawet pomodlić się z ojcem. Pozwolił mamie podać sobie
                  zupę czy kromkę chleba i rzucił się na to, nie pytając, skąd ma. Czasem, gdy
                  powiodły mu się napady na wóz, chciał pobiec do domu z brukwią czy kilko-
                  ma marchwiami, by wręczyć je matce. Ale zawsze było tak, że najpierw biegł
                  do swojego mieszkania, potem zaś już nic nie dawało się z tego łupu ująć
                  i zanieść.
                     Sara Samet kilkakrotnie przerywała czytanie. Nie chciała się narzucać swoimi
                  wierszami, chociaż ich odczytywanie sprawiało jej wyraźną przyjemność. Na
                  jej twarzy malowało się uniesienie, jak na odświętnej twarzy matki, na której
                                  6
                  spoczywa Szechina . Goście nie pozwalali jej przerwać. Chcieli słuchać. A im
                  dłużej czytała, im dłużej Bunim patrzył na nią i słuchał, tym łagodniejszy stawał
                  się jego ból. W końcu począł ulgę i ciszę, które nie zatarły winy, ale uczyniły ją
                  znośną. W ciszy tej jego serce zaczęło bić pewniej, silniej, rytmiczniej i radośniej.
                  Jego żyły, całe jego jestestwo wypełniała tęsknota: Pisz… Pisz… W ciszy miał
                  ochotę sięgnąć po obgryziony ołówek, znaleźć kawałek czystego papieru i go
                  zapełnić. Pieścił w wyobraźni to pragnienie i czuł, jak je ponownie odnajduje.
                  Z ołówkiem w ręku będzie mocarzem, zwierzę straci nad nim władzę, pozostanie
                  w pełni sobą. Wyczekiwał już chwili, gdy znajdzie się w swoim mieszkaniu, na
                  swoim łóżku i będzie mógł rozpocząć wiersz.




                  5    Ulica Fefera (Pfeifera albo Pieprzowa, dziś Berlińskiego), odchodzi od Łagiewnickiej. Znajdowała
                     się na granicy Łodzi i osady Bałuty, zarówno przed wojną, jak i w getcie było to miejsce nielegal-
                     nego handlu.
                  6    Szechina – obecność lub immanencja Boga. Miejscem zamieszkiwania Szechiny był przybytek
                     na pustyni i Pierwsza Świątynia. Po rozproszeniu Żydów również Szechina podzieliła ich los i prze-
                     bywa na wygnaniu. Przez kabalistów ukazywana jest jako żeński aspekt Boga.   173
   170   171   172   173   174   175   176   177   178   179   180