Page 101 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 101
zakłopotana. Kim jest Berkowicz? Ale Friede zaraz zapominał. Czasem zaczynał
opowiadać jej historię swojego dzieciństwa. Kiwała głową, uśmiechała się, nawet
śmiała, gdy zdawało się jej, że chce przekazać coś zabawnego. Samej opowieści
nie potrafiła złożyć w całość z kawałków zdań, półsłówek wypadających mu z ust.
Większą część opowieści przekazywał jej w wyobraźni. Często też przerywał,
tracił wątek, patrzył na nią: – Jesteś piękna… – ożywiał się.
Nie dziwił się, co ona robi w suterenie, dlaczego się nim zajmuje. Nigdy o to
nie pytał, a ona, która tak bardzo chciała otworzyć przed nim serce, potrafiła
mu odpowiedzieć jedynie gorącym blaskiem zielonych, przymrużonych oczu: –
Wyzdrowieje pan, Friede…
Nagle jego oddech stawał się cięższy, oczy znów zamglone, wzrok coraz
bardziej obcy. Wyglądało to tak, jakby ktoś stojący u wezgłowia odciągał go od
niej coraz dalej. Pot występował mu na czoło, zbierał się w strugi i spływał na
poduszkę. Głowa zaczynała opadać… Ujmowała jego gorącą rękę, jakby chciała
go zatrzymać:
– Niech mi pan pomoże, panie Friede, proszę mi pomóc..! – prosiła.
Nie słyszał jej już. Znów była sama.
Czasami w rozpaczy chwytała ją chęć znalezienia przyjaciela Friedego, Ber-
kowicza. Zdawało się jej, że to, czego sama nie może dla niego zrobić, Berkowicz
mógłby uczynić. Wmawiała sobie często, że zdrowie Friedego zależy od znalezienia
jego przyjaciela. Ale Szejndl wzruszała ramionami: – Idź, szukaj ziarnka piasku
na pustyni. Sądzisz, że rozpozna jego twarz, nawet gdy ją zobaczy?
*
Wkrótce Esterze przydarzyło się całkiem inne spotkanie. Pewnego poran-
ka, gdy po nocy spędzonej przy łóżku Friedego wyszła z sutereny i ruszyła
przez podwórze w kierunku swojego pokoju, z przeciwnej strony wyszedł
mężczyzna z tałesem pod pachą. Za pierwszym razem wydawało jej się, że
ów Żyd to tylko część snu śnionego na posłaniu z piwnicznych ławek. Przy-
stanęła. Mężczyzna na chwilę podniósł ku niej głowę, po czym nagle zna-
lazła się w ramionach wuja Chaima. Gdy doszli do siebie, odezwali się
jednocześnie.
– Wyglądasz strasznie, Estero – powiedział wuj.
– A ciotka Rywka? A dzieci...? – dukała.
– Chłopcy jak kamień w wodę – odpowiedział. – Ciotka wmówiła sobie, że
są w getcie. Dlatego wróciliśmy… Cudem. No, idź, idź do nich na górę. – Spoj-
rzała na niego. – Czego tak na mnie patrzysz, zapomniałaś, gdzie mieszkamy?
– Uśmiechnął się krzywo, nienaturalnie. Zauważyła, jak się zmienił, jak siwa
i rzadka stała się jego piękna broda, ile dużych, głębokich zmarszczek ciągnie 99