Page 99 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 99

gotowało – a tym bardziej teraz. Z całych sił hamował gniew: poluzował guzik
             spodni i trzymając je obiema rękami, ruszył w kierunku Szolema, syknąwszy:
                – Nie widzisz, że mama płacze?!
                Szolem dobrze wiedział, że mama płacze, chociaż twarz miał przykrytą nu-
             merem „Jugnt Wekera”. W głębi serca myślał, że mama specjalnie płacze tak
             głośno, aby on się o tym dowiedział. Nie szkodzi, dobrze wiedziała, w jakie struny
             uderzyć. Ale Szolemowi było wszystko jedno. W jego oczach gorzał płomień.
             W gardle drapało jak szpilkami, a w sercu czuł gorycz. Ledwo pamiętał tezy
             „słowa”, które miał wygłosić na zebraniu. A przecież to było takie ważne: walka
             z „narodowcami”, problem powiększenia milicji młodzieżowej …
                                                                 30
                – Mniejsza o mamę, jeśli ten Bund jest w porządku! – to był głos Motla. Stał
             i patrzył na nich zadowolony, pocierając swoje gładko ogolone policzki.
                W tym momencie Szolem zerwał z twarzy „Jugnt Wekera”. Jeszcze czego!
             Motl, ten zimny drań, będzie zarzucał mu taką rzecz.
                – Kto jak kto, ale ty nie powinieneś się odzywać! – wściekły pogroził bratu.
                Właśnie był gotów wyładować na nim całą swoją gorycz, gdy otworzyły się
             drzwi i wszedł Josi, niosąc w rękach lśniące buty. Pokręcił przy tym głową z wielką
             dezaprobatą:
                – Gewald , co tu się dzieje? Przecież spóźnimy się na wesele! – To mówiąc,
                        31
             postawił błyszczące buty przy drzwiach i pobiegł w kierunku „garderoby”. I zaraz
             spomiędzy jej otwartych, sklejkowych drzwi dobiegła melodia Hawa nagila, śpiewana
             basowo, radośnie i bardzo głośno, co uniemożliwiało jakąkolwiek kłótnię. Josi był
             zajęty wyjmowaniem wyprasowanej koszuli, którą przygotowała mu Szejna Pesia,
             krawatu oraz, rzecz jasna, świątecznego garnituru, który zakładał na szczególne
             okazje w sali tanecznej, gdy nagle jego spojrzenie padło na Iciego Meira.
                – Nie będę na nikogo czekał! – przerwał śpiewanie i uśmiechnąwszy się,
             rzucił w kierunku ojca. – Idę sam i koniec!
                Icie Meir nie mógł się już powstrzymać.
                – Idź sobie zdrów! – krzyknął i zanim Josi zdołał mrugnąć okiem, rzucił w niego
             marynarką „Cynusia”. – Możesz to odnieść tam, skądeś to przyniósł!
                Josi zdjął powoli marynarkę z głowy, złożył ją troskliwie i popatrzył na ojca:
                – Co, garnitur się nie nadaje?
                – Kto mówi, że się nie nadaje? Już ja ci pokażę, jak się nadaje!
                – A jednak?
                Iciemu Meirowi puściły nerwy.
                – Guzik… – poskarżył się, wskazując na swój brzuch.



             30   Milicja Bundu – uzbrojone i umundurowane grupy samoobrony, utworzone w 1935 r. z inicjatywy
                Bundu i Cukunftu, których zadaniem była obrona ludności żydowskiej przed antysemickimi wystą-
                pieniami polskich nacjonalistów.

             31   Gewald – gwałtu, rety.                                           97
   94   95   96   97   98   99   100   101   102   103   104