Page 100 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 100

Josi zbliżył się do niego i zaczął majstrować przy spodniach. Chwycił je obiema
           rękami i zaczął potrząsać na brzuchu ojca, jakby w ten sposób chciał je posze-
           rzyć. Potem zajął się zapinaniem guzika. Icie Meir ponownie wstrzymał oddech
           i wciągnął brzuch, aż guzik szczęśliwie trafił do dziurki. Wykonawszy swoje dzieło,
           Josi zwycięsko pogładził dłonią nogawki:
             – Leżą jak ulał.
             – A niech to… na wszystkich moich wrogów! – zasapał Icie Meir. – Przecież
           nie mogę oddychać.
             Szejna Pesia odgryzła nitkę, wytarła nos rękawem i wstała. Podeszła do
           Iciego Meira, chwyciła spodnie i uderzyła w okolicach brzucha męża z taką zło-
           ścią, jakby były ciasnym workiem, z którego nie chce wyleźć uparta zawartość.
           Potem je rozpięła, a Icie Meir odetchnął swobodniej. Popuścił wypukłość swojego
           brzuszka i od razu poczuł się lepiej. Skoro Szejna Pesia wzięła sprawę w swoje
           ręce, nie miał już o co się martwić.
             – Ot, dorastający chłopcy! – westchnął już całkiem spokojny. – Zbudowałem
           sobie dom mądrości, a teraz mieszkają w nim głupcy . Czy można w tym domu
                                                      32
           powiedzieć jakieś przysłowie? Człowiek narobi sobie tylko odcisków! Ostatecz-
           nie nic się nie stało, przecież świat się jeszcze nie kończy. – Czule obserwował
           potarganą, siwiejącą głowę Szejny Pesi. – No i co powiesz, Szejno Pesiu? – Ona
           jednak nie odpowiedziała. Wzięła nożyczki i zanim Iciemu Meirowi przyszło do
           głowy, co ma zamiar zrobić, obcięty guzik już leżał na jej dłoni. Wybałuszył oczy:
           – Zwariowałaś, Szejno Pesiu? – Ale zaraz połapał się: – Wiem, chcesz przyszyć
           ten guzik w inne miejsce, jednak po weselu wróci tam, gdzie był wcześniej, co?!
           – ucieszył się jej mądrością.
             Poszła nawlec igłę. Idąc z powrotem, zatrzymała się przy Szolemie.
             – Pytam cię jeszcze raz po dobroci – pociągnęła nosem. – Dasz sobie zajrzeć
           do gardła – tak czy nie?
             Tym razem Szolem ustąpił. Usiadł, ciężko spuszczając nogi z warsztatu, po
           czym chwiejąc się jak pijany, stanął przy krześle, które przysunęła mu matka.
             Icie Meir ze spodniami w ręku poszedł po łyżeczkę. Stanął za plecami żony
           i zaczął przekrzywiać głowę, aby również zajrzeć synowi do gardła. Szejna Pesia,
           naciskając łyżeczką na język, długo kręciła głową Szolema na wszystkie strony,
           aby skąpe światło elektrycznej lampy padło wprost na migdałki. Po chwili wy-
           prostowała się, wyjęła łyżeczkę z jego ust i wytarła ją w fartuch.
             – No? – Icie Meir popatrzył na nią jakby była lekarzem, który właśnie wykonał
           ważne badanie.
             – Co no? Ma niginę – odpowiedziała rzeczowo.
             Motl, który właśnie spoglądał zezem na swoje palce, którymi rozwiązywał
           węzeł pod kołnierzem, przestał zezować i wesoło pokręcił głową:


     98    32   Słowa te nawiązują do wersetów biblijnych, np. Księga Przysłów, Prz 9, 1–18.
   95   96   97   98   99   100   101   102   103   104   105