Page 78 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 78

Drzwi jadalni były zamknięte, aby nie zakłócać snu córek Cukermanów, które
           już się pożegnały z gośćmi i opuściły bal.
             Ale dziewczynki nie spały. Dziunia biegała po korytarzu za Renią i przekomarzała
           się z nią, że ta nie może jej złapać. Bella stała na schodach i czekała na siostrę.
             Nieoczekiwanie zadźwięczał dzwonek u drzwi, a na progu ukazał się wyroś-
           nięty, dobrze zbudowany chłopak o szczerej, zaczerwienionej od mrozu twarzy.
           Spod papierowego fezu, który miał na głowie, wystawały ośnieżone kosmyki
           gęstej czupryny przyprószonej kolorowym konfetti, podobnie jak przemoczony,
           granatowy mundurek gimnazjalny. Płatki konfetti leżały też na ciemnych brwiach
           chłopca, oblepiały jego świecące czoło i czerwone jak burak policzki.
             Chłopak zdjął kalosze i otrzepując kołnierz płaszcza, zaśmiał się do Dziuni:
             – Serwus, mała! Moi starzy są jeszcze u was?
             Obrażona Dziunia, pociągając nosem, wpuściła go do korytarza. Wkrótce
           podeszła niania Renia i wyjaśniła „kawalerowi”, że owszem, państwo Rozenber-
           gowie są jeszcze, a „kawaler” musi się rozebrać, bo w jadalni pije się właśnie
           herbatę. Chłopak zwinnie i szybko zrzucił z siebie płaszcz, spojrzał w lustro obok
           i zdjął z głowy zieloną, papierową czapeczkę.
             – Chcesz to, mała?
             Dziunia stanęła z obiema rękami założonymi do tyłu, zastanawiając się
           z miną znawcy.
             – Nie jestem żadną małą – oświadczyła. – Mam piętnaście lat i jestem
           najwyższa w mojej klasie.
             – O, przepraszam – chłopak na niby przybrał poważny wyraz twarzy. – Nie
           chciałem cię obrazić. Zwracam się tak do wszystkich dziewcząt. Słowo daję.
           Nawet do tych, które mają już osiemnaście lat. – Zbliżył się, aby włożyć jej na
           głowę turecką czapeczkę. Zgodziła się. Zarówno chłopak, jak i czapeczka całkiem
           jej przypadli do gustu. On pochylił się i powiedział jej do ucha: – Nawet moją
           mamę nazywam „mała” i ona to bardzo lubi. – Poprawił krawat, wziął Dziunię
           pod ramię. – Chodź, będziesz moją damą do towarzystwa przy stole.
             Dziunia znowu spochmurniała:
             – Muszę iść spać. – W tej chwili zauważyła, że wzrok chłopca zatrzymał się
           na schodach, gdzie nieruchomo stała Bella, trzymając się kurczowo poręczy,
           jakby była do niej przyrośnięta. – To jest moja siostra, Bella. Ona też już idzie
           spać. Jest tylko o rok ode mnie starsza – wyjaśniła.
             Chłopak wypuścił ramię Dziuni, zrobił parę niepewnych kroków w stronę ja-
           dalni i nagle zawrócił w kierunku schodów. Po chwili stał przed zmieszaną Bellą:
             – Serwus – potrząsnął jej dłonią. – Przecież my się znamy.
             Bella poczuła, jak uginają się pod nią nogi. Serce, które z taką siłą waliło, że
           jego odgłos dochodził niemal do jej ust, nagle zamarło. Poczuła mrowienie i ciepło
           wokół oczu, uczucie gorąca rozlało się od powiek do policzków i szyi, po czym
           rozeszło się do jej rąk, które stały się całkiem bezwładne i bezsilne. W żaden
     76    sposób nie mogła ruszyć się z miejsca ani otworzyć ust czy nawet kiwnąć głową.
   73   74   75   76   77   78   79   80   81   82   83