Page 75 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 75

wśród nas Francuzka z Czerwonego Krzyża, Margot. Krążyła ze swoją skrzyneczką
             medykamentów. Jej twarz była czarna od kurzu i zmęczenia. Zmierzchało, słoń-
             ce zaczęło zachodzić. Leżałem w cieniu skały… Może drzemałem? Ale nagle…
             otwieram oczy, patrzę w górę i widzę nad krawędzią kamienia, wysoko – zielo-
             ne niebo z czarnymi gwiazdami. Zerwałem się na równe nogi i boso zacząłem
             się wspinać po tarasach skalnych. Doszedłem do winnicy. Garściami rwałem
             winogrona i napełniałem nimi mój hełm. Kiedy schodziłem w dół, spotkałem
             Margot. Leżała z zamkniętymi oczyma ze swoją skrzyneczką medykamentów pod
             głową. Wcisnąłem jej winogrono między wargi. Otworzyła oczy i zobaczyłem dwa
             winogrona śmiejące się do mnie. Miałem wtedy taką śmiałość w stosunku do
             ludzi… do kobiet. Nie znałem hiszpańskiego ani francuskiego. Ale znałem hasło
             rządowej armii: „No pasaran!” . Zwracałem się do moich przyjaciół tylko tymi
                                       53
             dwoma słowami. To samo zresztą powiedziałem Margot, wpychając jej winogrona
             do ust. Potem przesuwałem się od jednego towarzysza do następnego, powta-
             rzając tę zabawę. Bliżej mi wtedy było do obcych ludzi, z którymi nie mogłem
             nawet porządnie porozmawiać, niż tu… przy tym stole… Tak dobrze rozumiem
             język, a tak… – czyjaś ciężka dłoń opadła na jego ramię. Obok niego, po drugiej
             stronie, usiadł pan Adam Rozenberg.
                – Proszę mi powiedzieć – rosły mężczyzna przysunął się z krzesłem. – Pan jest
             rzeczywiście takim dobrym malarzem? To znaczy… redaktor Mazur dopiero co mi
             powiedział… – pan Adam postanowił nie dopuścić Gutmana do słowa, zanim nie
             powie wszystkiego, co ma mu do powiedzenia. – Myślę, że na redaktorze można
             polegać. Dlatego… Gdzie znajduje się pańskie atelier? Nieważne. Przyjdzie pan
             do mnie, do fabryki. Wygospodarujemy troszkę czasu w tej codziennej krzątani-
             nie. Mam już może ze sto portretów… Ale od pana oczekuję czegoś specjalnego.
             Słyszę, że był pan za granicą? Italia, Riwiera, Monte Carlo, Hiszpania. Znane mi
             miejsca. Raj dla artystów. No, nie muszę przecież panu mówić – moda… Myślę,
             że dzisiaj nie na czasie są popiersia czy same głowy. Dziś mają wzięcie całe
             postaci, naturalnych rozmiarów… – kiedy skończył to, co miał do powiedzenia,
             nie był ciekaw, co malarz mu odpowie. Wyciągnął z kieszeni wizytówkę i rzucił
             ją przed Gutmana. Wstał, wcisnął w usta cygaro, zapalił je od płomienia świecy
             i poszedł do stołu naprzeciw.
                Gutman wypuścił z palców rulonik papieru, który trzymał zwinięty, i wziął
             wizytówkę. Jednak Mazur pamiętał o nim. Jeśli chodzi o poszukiwanie źródła
             zarobku, przybycie tutaj będzie sukcesem. Znowu skierował głowę w stronę
             Lewina. W tym momencie raczej poczuł obok siebie niż zobaczył Matyldę.
                Zwróciła się do niego i do Lewina:



             53   No pasaran! – Nie przejdą! Lepiej umierać stojąc, niż żyć na klęczkach! – zdanie wypowiedziane
                w czasie wojny hiszpańskiej przez działaczkę komunistyczną Dolores Ibárruri Gómez, które było
                potem hasłem walczących po stronie republikańskiej.                73
   70   71   72   73   74   75   76   77   78   79   80