Page 69 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 69
gęsto i w wielkim pośpiechu, ponieważ obawiano się Niemców. Ta obawa była
uzasadniona. Niemcy z miasta rzeczywiście nie spoczęli. Biegali do prezydenta
miasta i robili raban, że powinien interweniować u gubernatora, ostrzec go
przed wielkim żydowskim zagrożeniem, mając tak naprawdę na myśli zagrożenie
konkurencją, którą od razu Bałuty zaczęły stanowić dla Nowego Miasta. Admini-
stracja zgadzała się z Niemcami, ponieważ jej również nie było w smak, że tak ją
przechytrzono. Rewir straciłby cały swój sens, gdyby Żydzi zaczęli bez problemu
osiedlać się poza nim, nawet jeśli miało się to odbywać poza granicami miasta.
I rzeczywiście, wkrótce przybyli na Bałuty Kozacy , nie pozwalając budować
50
domów i utrudniając Żydom osiedlanie się. W ruch poszły pałki, dokonywano
aresztowań, ale Bławat i Birencwejg nie dali się zastraszyć. Nie podporządkowali
się napastnikom i budowali dalej. Kozacy nie przestawali przychodzić, a Bałuty
nie przestawały się rozbudowywać… Aż zostały wybudowane. Stały się faktem
i już przed wojną światową mieszkało tu sto tysięcy Żydów. Ale, widzicie, dlatego
– Samuel uśmiechnął się – Bałuty są, jakie są. Przez pośpiech domy budowano
tak chaotycznie, bez planu, bez żadnego zaplecza sanitarnego. Wiele ulic nie-
brukowanych, masa domów bez elektrycznego oświetlenia, a tę ciasnotę znacie
sami. Czy muszę wam odmalowywać Bałuty?
– Uzdrowiłbym Bałuty! Zdajcie się na mnie! – Rumkowski już musiał się
wyrwać. Z zadumanym spojrzeniem znów zaczął spacerować po pokoju. –
Stwórzmy komitet! Napiszmy prośbę do prezydenta miasta! Co pan powie, pa-
nie Cukerman? A pan, panie Mazur? Jest pan w końcu kimś w rodzaju pisarza.
Napisz pan parę artykułów do waszej gazety, to nie może zaszkodzić. Załatwi się
też pieniądze… A ty, doktorze – zwrócił się do doktora Harkawiego. Mówił „ty”
każdemu, kto zgodnie z wiekiem mógł być jego synem. – Ty możesz utworzyć
komisję do spraw higieny. Można sporządzić raport dla administracji. W kwestii
poparcia przez gminę możecie zdać się na mnie… – Zatrzymał się przy biurku
Samuela, oparł się na nim zaciśniętymi pięściami. Jego podchmielone, gorące
spojrzenie przeleciało po obliczach obecnych i powędrowało gdzieś w dal. Twarz
miał coraz bardziej rozpaloną. Mówił coraz głośniej, płomienniej, patetyczniej,
jakby miał przed sobą tysięczne tłumy wpatrujące się w niego. Z jego drugiej,
na wpół otwartej dłoni zaczęły opadać czerwone płatki pomiętej róży. Z je-
dwabistymi, siwymi, wzburzonymi włosami, ze szpiczastymi, gęstymi brwiami
wyglądał jak dziwaczny arcykapłan, który czerwonym kwieciem namaszcza swój
lud.
W otwartych drzwiach gabinetu pojawiła się Matylda. Samuel wyczytał w jej
spojrzeniu wezwanie. Bez wątpienia był dzisiaj kiepskim gospodarzem. Matylda,
nie mogąc się doczekać, aż Rumkowski skończy swoją przemowę, zawołała:
– Przyjaciele, podano herbatę!
50 Kozacy – tak nazywano służby mundurowe władz carskich. 67