Page 64 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 64

która widocznie szybko straciła zainteresowanie rozmową, opuściła grupę wokół
           Samuela tak samo niezauważenie, jak się w niej pojawiła. Teraz wynurzyła się
           w gronie młodych ludzi, stanęła na krześle i z żołnierskim wdziękiem śpiewała
           zabawną parodię, w której w każdej strofie drwiono z innego polityka. Stojący
           wokół niej zanosili się od śmiechu i klaszcząc w dłonie, podchwytywali refren.
           W pobliżu pianina, przy akompaniamencie Matyldy, nieliczne pary kołysały się
           w rytmie tanga. Inni goście przepychali się wokół bufetu i stolików. Służba poda-
           wała tam co chwilę kolejne talerze z pikantnymi potrawami, świeże butelki wina
           i tace z kryształowymi kieliszkami. Tęższa, zawsze dobrze bawiąca się pani Mazur,
           prowadziła środkiem sali długi korowód, który wcale nie zmęczył się kręceniem
           w takt popularnych w mieście szlagierów.
             Redaktor i profesor podążyli za wzrokiem Gutmana w stronę zgiełkliwego tłu-
           mu. Samuel pojął, jak bardzo nagle wyalienował się z całej tej zabawy. A przecież
           miał się dziś bawić na całego, dać upust całej tkwiącej w nim swawoli, tańczyć
           do zawrotu głowy, śmiechem przegnać ciężki nastrój minionego roku. Było mu
           nawet trochę przykro, że tak dobrze dają sobie radę bez niego, który zawsze był
           w centrum zabawy. Dzisiaj Matylda przejęła ster i to było w porządku. Dobrze
           się bawił, ale jakoś inaczej niż zwykle. Poważniej. O ile rano czuł się młodszy,
           niż był faktycznie, tak teraz czuł się starszy. Bez wątpienia miał dzisiaj dziwny
           dzień.
             Wziął z pobliskiego stolika pudełko cygar i częstując współrozmówców,
           odezwał się:
             – Jeśli tak, to chodźmy już do gabinetu, bo tu nie ma możliwości zamienienia
           słowa.



                                            *


             Na sofce w gabinecie siedział doktor Harkawi, kartkując mały notatnik i szybko
           mówiąc do swego asystenta doktora Michała Lewina, który wycierał sobie pot
           z czoła. Widać było, że dopiero co skończył tańczyć.
             – Oto jest to radio! – policzki profesora Hagera promieniały radością. – Aaa, no
           panie Cukerman, włącz tylko to pudło! – i z wielkim zapałem zaciągnął się cygarem.
             Mazur złapał Samuela za ramię:
             – Niech pan nie przeszkadza, profesorze. Nie widzi pan, że doktor jest zajęty
           troską o los ludzkości?
             Harkawi zatrzasnął notes:
             – A, to takie nasze zawodowe skrzywienie – po koleżeńsku położył dłoń na
           ramieniu Lewina. Odetchnął i wyciągnął długie nogi, aż dosięgnął nimi przeciw-
           ległego fotela. – W porządku, można pozwolić sobie na odpoczynek od ludzkości
     62    choć przez jedną noc w roku.
   59   60   61   62   63   64   65   66   67   68   69