Page 58 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 58

biorąc łyczek z kieliszka, mlasnęła wargami, jakby chciała powiedzieć, że nie
           wie, czemu robi się taki cymes  z tego oto napoju, i w końcu dramatycznym to-
                                    27
           nem zawołała: – Wznoszę toast za nasze radio. Niech wygrywa piękną muzykę
           i przynosi dobre wiadomości!
             – Brawo! – Mazur wyraził aplauz, trącając jej kieliszek swoim. – A co będzie
           dla ciebie dobrą wiadomością, Bellu?
             W tym momencie zza pleców Samuela wyskoczyła Dziunia. Otoczyła ramie-
           niem szyję Belli:
             – Ja wiem, co dla mnie będzie dobrą nowiną!
             Samuel chwycił ją.
             – Tak, ja też wiem. Nie trzeba iść do szkoły, żadnego odrabiania lekcji, cały
           dzień można jeździć na łyżwach.
             – A żebyście wiedzieli! – rozbawiona dziewczyna zadarła nos i zrobiła jedną
           ze swych łobuzerskich min. – Szkoła jest grobem dla młodości, panie Mazur, pan
           pozwoli, że się tak wyrażę. – Tu przybrała komicznie poważne oblicze. – Wiecie,
           czemu wszyscy ludzie są tacy gniewni i źli, kręcąc się ciągle w kółko jak włóczęga
           z worem na plecach? Ponieważ w szkole uczono ich, że nie wolno rozmawiać
           wtedy, gdy się chce, że trzeba siedzieć cicho i spokojnie, że należy być dobrym,
           mądrym, miłym dzieckiem. A kiedy się już dorasta i przestaje uczęszczać do
           szkoły, gdy można robić to, na co ma się ochotę, to wciąż nosi się w sobie strach
           przed nauczycielem, przed złą oceną. Tak, tak, panie redaktorze, dlatego wszyscy
           dorośli są tak śmiertelnie nudni!
             Redaktor Mazur szykował się do riposty na jej przemowę, ale Dziunia już go nie
           słuchała. Zauważyła profesora Hagera i pobiegła mu naprzeciw z rozpostartymi
           ramionami. Zaraz też pociągnęła go, a razem z nim Matyldę wspartą na ramieniu
           pana Adama Rozenberga. Obydwoje trzymali kieliszki szampana w dłoniach.
             – Wszystkiego dobrego, stary, zdrowia dla was i dla waszego domu! – pan
           Rozenberg uniósł kieliszek najpierw w kierunku Mazura, a potem Samuela.
           Dotknął dłonią swojej łysiny, aby sprawdzić, czy tych parę nielicznych włosków
           przylega do czaszki jak należy.
             Ten oto wielki fabrykant tekstyliów, pan Adam Rozenberg, który w ostatnich
           latach zrobił parę dużych transakcji z Samuelem, nie zawsze był z nim na tak
           koleżeńskiej i dobrej stopie. Zapraszali się jednak na przyjęcia, mówili sobie na ty,
           a w szczególnie sprzyjających momentach zwracali się do siebie per „stary”. W tej
           chwili pan Rozenberg wyglądał, jakby całkowicie zapomniał o poważnych podzia-
           łach finansowych między nim a Samuelem. Otworzył usta, pełne kosztownych,
           dziesięciokaratowych złotych zębów, wlał w siebie drogi trunek, przetarł grube,
           czerwone wargi, po czym przypadł do Samuela i ucałował się z nim.



           27   Cymes – tutaj w znaczeniu przysmak; rodzaj słodkiej żydowskiej potrawy podawanej jako deser,
     56      której głównym składnikiem zazwyczaj jest marchewka.
   53   54   55   56   57   58   59   60   61   62   63