Page 56 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 56
która tak dobrze potrafiła zaglądać w jej dziewczęcą duszę, jak profesor Hager
w duszę róży.
Miejsce nauczycielki było puste.
Przemierzając pośpiesznie korytarz, Bella zobaczyła, że Samuel i Matylda
żegnają się ze starą panną. Wojciech stał ubrany w zimową burkę i wielką czapę
z futrzanymi nausznikami, gotowy do odprowadzenia gościa.
Drobniutka panna Diamant otuliła się w swój znoszony płaszcz, a szyję owinęła
liliowym szalem. Jej niewielka, wyblakła twarz wyglądała na jeszcze mniejszą
i bledszą w tym liliowym obramowaniu. Zamrugała w stronę Belli wodnistobłę-
kitnymi, poczerwieniałymi w kącikach oczami:
– Dziękuję ci, dziecko – cichutko wyrzuciła z siebie, poprawiając na nosie
okulary bez oprawek. – Dziękuję za zaproszenie.
Bella czuła, jak łzy napływają jej do oczu:
– Nie bawiła się pani dobrze, panno Diamant…
Nauczycielka pogłaskała ją po policzku swoją pomarszczoną dłonią:
– Wręcz przeciwnie, dziecko, wręcz przeciwnie, widzisz – jej pokurczone usta
rozciągnęły się w niewinnym uśmiechu – dzięki tobie nie spędziłam tego wieczoru
sama. – I aby całkiem uspokoić Bellę, pozwoliła sobie na otwartość: – Mamy taką
tradycję, ja i moja przyjaciółka… Wszystkie wieczory noworoczne spędzamy razem.
Ale w tym roku ona musiała wyjechać. I… ona też jest ci wdzięczna za niepozo-
stawienie mnie samej… – mówiąc to stara kobieta uniosła usta do czoła Belli.
Następnie odwróciła się, podreptała do drzwi, a za nią okutany w burkę Wojciech.
*
Ledwo Bella zdążyła zrobić kilka kroków z powrotem w stronę salonu, gdy
poczuła na oczach parę gorących dłoni. Była zbyt mocno rozkojarzona, aby
zgadnąć, kto to. Uwolniła się więc i obejrzała.
– Pan Mazur! – zawołała i nagle poczuła, że wraca jej wewnętrzna pogoda
i rozbawienie.
– Chodź, przepchajmy się do twojego taty – zaproponował redaktor.
Trzymając się za ręce, przedzierali się pomiędzy chaotycznie rozstawionymi
krzesłami, mijając grupy roześmianych, rozmawiających z ożywieniem gości. Tu
i tam zatrzymywano ich. Redaktor każdemu miał coś do powiedzenia – czasami
dowcipnego, a nieraz błyskotliwego, temu rzucił żarcik, innemu – anegdotkę,
opowiastkę. Bella wsłuchiwała się w to, co mówił. Lubiła Mazura i dała mu się
oczarować, jak wszyscy inni, których znał. Zewnętrznie nie był atrakcyjnym męż-
czyzną i w jego wyglądzie nie było nic takiego, co mogłoby tłumaczyć siłę, z jaką
przyciągał do siebie ludzi. Był na wpół łysy i miał tuzinkową, bezbarwną, pozbawio-
54 ną jakiegoś szczególnego wyrazu twarz, po której ludzkie oko prześlizguje się bez