Page 46 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 46
Bella uwiesiła się u jego ramienia:
– On nie jest profesorem, mamo.
– Adwokatem? Tak, ci… – Matylda poczuła w sobie dotkliwy głód domagający
się ramion Samuela obejmujących jej piersi.
– On nie jest adwokatem, mamo.
Czarne, ostre brwi Samuela uniosły się.
– Może starczy już tego przesłuchania? Maniery twojej własnej córki Dziuni
też nie są takie aj, aj…
Matylda zerwała się z miejsca:
– Nie porównuj mojego dziecka z tą… Chcę wiedzieć, czym zajmuje się ojciec
tej dziewczyny! – krzyknęła nieswoim głosem.
Ojciec i córka patrzyli na nią zdumieni.
– Jest fryzjerem! – wypaliła w końcu Bella.
Matylda aż podskoczyła. Zapominała o swym stroju i z całą furią zwróciła się
do Samuela, potrząsając mu przed oczyma krótkim, pulchnym palcem:
– No proszę, no proszę! Z fryzjerską córką! Wszystko to twoja wina, twoja wi-
na! – szarpnęła szlafrokiem i śpiesznym, dumnym krokiem zaczęła wchodzić po
schodach.
Samuel patrzył za nią. Jej niska, dorodna figura obserwowana z dołu wyglą-
dała niezwykle komicznie. Ale nie chciało mu się śmiać. „Ale ona jest gruba!”
– pomyślał ze wstrętem. Był zły na nią. W tej chwili nie znosił jej za to, że popsuła
mu nastrój, zniweczyła radość z radia i z oczekiwania na bal. Jej błękitne pantofle
delikatnie i szybko przemierzały dywan, którym wyścielone były schody. Obcasy
podskakiwały i opadały z nagich, różowych pięt. Jego oczy podążały za nimi. Ich
różowawa krągłość coś w nim poruszyła. Bezwiednie złość opuściła go. Zostawił
Bellę i pospieszył za żoną:
– Madziu!
Zatrzymała się i czekała, aż podejdzie. Swymi długimi nogami pokonywał po
trzy, cztery stopnie naraz i chwycił ją w ramiona.
– Co się z tobą dzisiaj dzieje? – Odwzajemniła jego uścisk. – Madziu, jesteś
obrażona? – Ujął jej okrągłą twarz, wpatrując się w zamglone oczy. Nie mógł
znieść, kiedy czuła się przez niego urażona. – Powiedz mi, jesteś zła? – Nie
wiedząc czemu, poczuł się wobec niej winny.
Matylda już złagodniała. Brązowymi, zwilgotniałymi oczami smutno uśmiech-
nęła się do niego.
– Nie czuję się dobrze, kiedy nie jestem ubrana. Poza tym… ty nie lubisz
oglądać mnie w takim stanie, prawda?
Uśmiechnął się pogodnie.
– Głuptasku, przecież jesteś moją żoną.
Jak się okazało, znów nie trafił. Wyrwała się z jego ramion i szybko pobiegła
do sypialni. Przy drzwiach zatrzymała się.
44 – Nie trać czasu przy radiu. Robi się późno.