Page 43 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 43
toujours… . Mężczyzna zatarł dłonie, rzucił się na kozetkę i wyciągnął na całej jej
16
długości, ręce położył pod głową i słuchał. Pomyślał sobie, że dobrze byłoby zapalić
cygaro, ale bał się poruszyć, jakby jego ruch mógł spłoszyć ten ciepły, kobiecy głos
wypełniający teraz pokój. Zamknął oczy i poczuł w sobie melancholię i tęsknotę.
Ale w tym momencie otwarły się drzwi. Samuel ledwo zdążył dojść do siebie,
gdy poczuł, że dwa rozdygotane ciałka cisną się do jego piersi. Delikatne, wilgotne
wargi okryły jego twarz pocałunkami.
– Tatusiu! Tatusiu! – wargi cmokały jego policzki. Ciepłe ręce natarły na niego,
a pełne zachwytu i wdzięczności okrzyki zmieszały się z głosem śpiewającym
z radioodbiornika, aż jego uszy napełniły się zgiełkliwym, kobiecym harmidrem.
Następnie przyszła Matylda. Miała na sobie szlafrok, a głowę owinęła dużym
turbanem z ręcznika. Nie wyglądała najlepiej w tym przedbalowym kostiumie
i Samuel poczuł się jakoś urażony. Nie powinna mu się teraz tak pokazywać.
Powinna być piękna. Powinna promieniować młodzieńczą, świąteczną świeżością.
Powinna upajać się tym kuszącym głosem kobiecym z radia. Powinna cieszyć
się romantycznym, podniosłym nastrojem…
Pojawienie się jej w tym stroju podziałało na niego jak kubeł zimnej wody.
Rzucił okiem na dziewczynki. One także ubrane były w szlafroczki i miały na
głowach turbany. Kosmyki wilgotnych włosów opadły na ich rozgrzane czoła.
Słodki, duszący zapach pary i mydła roznosił się wokół nich.
Zupełnie otrzeźwiał. Powoli zdjął dziewczęce rączki ze swej piersi i wstał.
Podszedł do zdumionej Matyldy, stanął obok niej na rozstawionych nogach,
z rękami w kieszeniach.
– Prezent od Hagerów – wyjaśnił obojętnie.
Obie dziewczynki już stały przy radiu. Głaskały połyskującą powierzchnię
obudowy, kręciły białymi gałkami. Głos francuskiej piosenkarki zniknął, a zamiast
niego mieszanina języków i melodii zaczęła kotłować się między ścianami pokoju.
Pełne, nadęte wargi Matyldy szukały ust Samuela. Ale natrafiły na jego brodę,
ponieważ Matylda była w pantoflach, a Samuel nie miał ochoty nachylić się do niej.
– Co za wspaniały prezent… – cicho wyszeptała.
– I tatuś sam przyniósł je do domu! – młodsza córka, Dziunia, klasnęła w dłonie
i roześmiała się Samuelowi prosto w oczy z – jak mu się wydawało – jawną drwi-
ną. Starsza córka, Bella, wsparła się na jego ramieniu:
– Tatusiu, jesteś cudowny…
Znów były z powrotem przy radiu i kręciły dużą, białą gałką. Matylda nie ode-
szła od niego:
– Samuelu… – jej głos był delikatny i, miał wrażenie, współczujący. – Nanios-
łeś błota kaloszami… – przygryzła wargi. Wcale nie to chciała mu powiedzieć.
16 Czekam… dzień i noc, zawsze czekam… – J’attendrai, piosenka francuska z 1937 r., słowa: Louis
Poterat, N. Rastelli, muzyka: Dino Oliveri. 41