Page 42 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 42
Odrzucił głowę do tyłu i zamknął oczy. Zastanawiał się, co się właściwie dziś
takiego zdarzyło. I odpowiedział sobie – dziś odetchnął z ulgą po tym niespokoj-
nym, gorzkim roku, który się kończył. Roku, nad którym piętno odcisnęła obawa
przed wojną i Hitlerem, problemy Żydów w Niemczech, Zbąszyń , sytuacja
15
w Polsce obierającej antysemicki kurs, partie wydające ulotki o tym, że „Żydzi
są wrogami Polski i muszą opuścić ten kraj…” – ten stary rok był tak ciężki, że
ten nowy już nie mógł być gorszy i dlatego musiał być lepszy.
Wiedział, że to właśnie z tego powodu tak bardzo cieszy się na dzisiejszy
bal wydawany z okazji Nowego Roku i ich zasiedlin. Przyjemnie było pomyśleć
o córkach, Belli i Dziuni, które ubrane w tiulowe sukienki będą dygać przed
gośćmi. Dobrze było pomyśleć o Matyldzie siedzącej przy pianinie i o sobie
samym – tańczącym z jakąś damą, albo po prostu wyobrazić sobie, jak z cygarem
w ustach prowadzi lekką, dowcipną rozmowę z którymś z gości. Ale tak naprawdę
Samuel doskonale wiedział, że chociaż te wszystkie przyczyny są prawdziwe,
to powód jego sztubackiej beztroski, wewnętrznego rozbawienia jest całkiem
inny. Wstydził się sam przed sobą przyznać, że wywołała je tak prosta rzecz
jak radioodbiornik w tekturowym pudle stojący obok niego na kozetce. W jego
usposobieniu było coś w rodzaju zuchwałej prowokacji łobuziaka, któremu udało
się zrobić komuś psikusa.
Pogładził zapakowane radio i wstał. Pośpiesznym ruchem ramion strząsnął
z siebie płaszcz i w końcu podniósł kapelusz. Szczelnie zamknął drzwi, zatarł
ręce i rzucił się na prezent jak triumfujący drapieżnik na swą ofiarę.
Zaczął rozrywać opakowanie.
Po paru minutach z porozrywanego papieru ukazało się nowe lampowe
radio „Gigant” w mahoniowej obudowie, z białymi przyciskami i przeszklonym
okienkiem. Pokiwał głową z pogardą dla siebie. Czyżby on, Samuel, chciał uciec
od tego świata? Raczej chciał biec mu naprzeciw, chciał wchłonąć go w siebie!
Znowu przyszedł mu na myśl ojciec. Nagą prawdą było to, co stało się dla niego
jasne już w dorożce: tata nie pozwoliłby na to. Ojciec nie lubił nowych urządzeń,
remontów, nowych domów – żadnej zdrady. I nagle Samuel zaczął się bać tego
nowego potwora u swojego boku. Nowych zobowiązań, które nieżyjący ojciec
może przed nim postawić. Tak, musi czym prędzej napisać tę książkę.
Odstawił rozpakowane radio na biurko, szybkim ruchem przekręcił białą
gałkę. Okienko rozbłysło żółtawym światłem. Poruszył drugą gałką i wskazówka
zachwiała się. Zatrzymał ją tam, gdzie było napisane słowo: Paryż.
Rozległ się cichy świergot, trzaski jak od uderzeń małego bicza – i nagle, nie-
oczekiwanie, z pudła rozniósł się kobiecy głos, wdzierając się do uszu Samuela
z hałaśliwą, ale przejmującą bliskością: J’attendrai… le jour et la nuit, j’attendrai
15 Zbąszyń – miejscowość na pograniczu Wielkopolski i Niemiec, do której w ramach tzw. Polen-
40 aktion pod koniec 1938 r. Niemcy deportowali 9000 Żydów posiadających polskie paszporty.